Ważne informacje i terminy



31 grudnia 2014

W sprawie kobiet i mężczyzn

Przemoc domowa w Polsce wciąż obwarowana jest zmową milczenia. Uciszane są kobiety (60% przypadków przemocy dotyka kobiet), milczą mężczyźni (95 % sprawców to mężczyźni), którzy pełnią w społeczeństwie różne funkcje - nie tylko odgrywają rolę ojca, męża, partnera, brata, ale też sędziego, policjanta, lekarza, sąsiada. Problem przemocy domowej nie ogranicza się oczywiście do Polski, to problem całego świata. Jednak po lekturze Paradoksu macho Jacksona Katza widzę, jak wiele my, jako społeczeństwo, mamy do wypracowania. 

Jackson Katz, amerykański działacz antyseksistowski i krytyk kultury, bazując na własnych doświadczeniach z pracy przeciw przemocy wobec kobiet, stworzył ciekawą i ważną książkę. Jest ona adresowana do wszystkich, choć głównym adresatem powinni być mężczyźni. Normalni mężczyźni, którzy nie stosując przemocy, są na jej obecność zobojętniali. Autor zauważa, że przemoc stała się problemem tylko kobiet. Mężczyźni (wciąż przecież pełniący większość ważnych funkcji, również w instytucjach stanowiących o prawie) nie angażują się w działania antyprzemocowe i tym samym dają ciche przyzwolenie na stosowanie przemocy przez innych. 

Autor opowiada o swoich doświadczeniach z prowadzonych warsztatów antyprzemocowych, prezentując ciekawe wnioski i zalecenia. Uwarunkowań przemocy wobec kobiet Katz dopatruje się, jak wielu innych badaczy, w kulturze patriarchalnej, stawiającej kobietę w pozycji poddańczej wobec mężczyzny. Stereotyp mężczyzny w kulturze amerykańskiej (ale i na całym świecie), podkreśla autor, jest pełen męskiej agresji. Stosunek do kobiety jest wypełniony niezrozumiałymi stereotypami i błędnymi skojarzeniami. Kluczowe też staje się pojęcie używane przez feministki - "kultura gwałtu".

Za interesującą część książki uważam tę, w której autor rozprawia się z pojęciem "feminazistki". Zwraca przy tym uwagę, że to właśnie kobiety rozpoczęły rozmowę i działania antyprzemocowe. Natomiast ze względu na patriarchalny kształt ról w życiu społecznym i politycznym wiele zależy od mężczyzn - czy przyłączą się do tych działań, czy nadal będą udawali, że problem ich nie dotyczy. 

Bardzo ważną częścią są te fragmenty, w których mowa o neutralności płciowej w języku. Katz zauważa, że media, mówiąc o przemocy, stosują zabieg gramatyczny, w którym wykonawca czynności znika. Uwaga koncentruje się na ofierze oraz na samej przemocy, nie zaś na fakcie, kto dopuścił się czynu. Jest to o tyle niebezpieczne, że sprawca znika i przemoc staje się czymś, co się dzieje, a nie, czymś, czego ktoś się dopuszcza.

Niewątpliwie trudno jest przełamać stereotypy i mity, które narosły wokół problemu przemocy. Na pewno trudno jest mężczyznom, z uwagi na naciskające zewsząd stereotypy właśnie, przyznać, że i ich dotyczy problem przemocy. Niemniej, to, że nie są agresorami, nie zwalnia ich z odpowiedzialności za drugiego człowieka. 
Żałuję jedynie, że Paradoks macho tak bardzo opiera się na kulturze amerykańskiej i tamtejszych realiach. Choć niewątpliwie pewne cechy, uwarunkowania i spostrzeżenia czynione przez autora są wspólne dla całego świata. Przeszkadza również maniera powtarzania pewnych fragmentów - przez co czasem traciłam cierpliwość do lektury. Natomiast na pewno jest to książka ważna, poruszająca istotne kwestie i pokazująca, jak wiele należy zrobić, aby zminimalizować problem przemocy wobec kobiet. 

I tak całkiem prywatnie, mam cichą nadzieję, że i w moim kraju zacznie się więcej rozmawiać o problemie przemocy wobec kobiet i spojrzy się na niego jak na problem dotyczący wszystkich (bardzo udaną akcją, choć chyba mało nagłośnioną, są spoty antyprzemocowe, w których wypowiadają się znani mężczyźni). A takie dokumenty jak konwencja antyprzemocowa nie będą blokowane przez posłów i (niestety) posłanki. Natomiast Paradoks macho polecam kobietom i mężczyznom. 


Jackson Katz, Paradoks macho. Dlaczego niektórzy mężczyźni nienawidzą kobiet i co wszyscy mężczyźni mogą z tym zrobić, tłum. M. Danicka, A. Dzierzgowska, P. Naumowski, wyd. Czarna Owca, Fundacja Feminiteka, Warszawa 2012.

23 grudnia 2014

Zniewolenie w wielu wymiarach

Im dłużej czytam, tym bardziej świadomie wybieram swoje lektury. Najczęściej sięgam po takie książki, które w jakiś sposób opowiadają o losach kobiet. Dlatego zakupiłam Czarne skrzydła Sue Monk Kidd.

Akcja powieści dzieje się na Południu i obejmuje lata 1803-1838. Głównymi bohaterkami są Sara Grimke oraz niewolnica Hetty, której prawdziwe imię brzmi Szelma. Czytelnik poznaje ich losy odkąd są małymi dziewczynkami


Ważnym problemem poruszonym w książce jest niewolnictwo. Jednak w powieści zagadnienie to jest potraktowane wielowymiarowo. Zniewolona jest Hetty jako czarnoskóra. Uprzedmiotowiona od urodzenia, jej egzystencja obwarowana jest wieloma zakazami i groźbami kary za niesubordynację. Ale zniewolona jest również Sara. Urodzona w zamożnej rodzinie plantatorów jako dziewczynka również traktowana jest jako własność. To przede wszystkim ojciec i jej bracia decydują o przyszłości Sary. Bohaterka od samego początku nie zgadza się na swój los. Od najmłodszych lat czuje również, że okrutne traktowanie niewolników jest niesprawiedliwością.


Kreacja Sary jest bardzo ciekawa. To postać dynamiczna, zmienia się wraz z biegiem akcji. Od samego początku charakteryzuje ją odwaga w poglądach na niewolnictwo i pozycję kobiety. Jednak im staje się starsza, tym wyraźniej i odważniej nie zgadza się z zastanym porządkiem. To postać kobiety silnej, ale też tej siły przez długi czas poszukującej.


Odbiciem losów Sary i zarazem jej zaprzeczeniem jest Szelma. To niewolnica, która zostaje sprezentowana Sarze w dniu jej dwunastych urodzin. Odtąd losy dwóch, wydawałoby się różnych, dziewcząt na zawsze się łączą. Hetty jest dziewczyną, która nie godzi się na bycie przedmiotem. Ten bunt zaszczepia jej matka. I ten bunt również dojrzewa w bohaterce, tak jak odwaga w Sarze. 


Jak już wspomniałam te dwie bohaterki są zniewolone. Każda na swój sposób walczy z więzami i każda w pewien sposób wygrywa. Kidd zbudowała ciekawe, silne postacie kobiece, które mimo wielu porażek nie ustają w walce o swoje prawa.


Czarne skrzydła dotyczą różnych form zniewolenia. Są hołdem dla niewolników i niewolnic, ale też dla takich kobiet jak Sara czy jej siostra Nina (postaci historycznych) - pramatek feminizmu. Kidd pokazuje kobiety, które miały odwagę się sprzeciwić narzucanemu im porządkowi i walczyły o równe traktowanie. Jednocześnie odziera temat z patosu, dzięki czemu powieść zyskuje na prawdziwości. Ponadto narracja prowadzona jest w sposób spójny i ciekawy, a wszystkie wydarzenia są powiązane i pogłębiają  poruszane problemy.


Kidd stworzyła znakomitą opowieść o dążeniu do wolności w wielu wymiarach. Wykreowała kobiety, które od początku są odmienne i powoli zdobywają odwagę, by kroczyć własną drogą. A ich wolność rozpoczyna się od wewnętrznej walki o nią. Czarne skrzydła na równi poruszają dwa istotne problemy tamtych czasów - niewolnictwo i zniewolenie kobiet dziewiętnastowiecznej Ameryki.

Powieść poruszająca, mocna i dobrze napisana. 



Sue Monk Kidd, Czarne skrzydła, przeł. M. Kisiel-Małecka, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014.

1 grudnia 2014

Kryminał w ważnej sprawie

Zygmunt Miłoszewski postanowił zakończyć przygodę z prokuratorem Szackim w najnowszej powieści zatytułowanej Gniew. I strażnik prawa kończy swój powieściowy los z hukiem i kilkoma wybuchami.

W ostatnim kryminale autor wysłał znanego prokuratora do Olsztyna. Warmia wciąga Szackiego w swoje szpony wieczną szarugą, mżawką i... nudą. Otóż błyskotliwy prokurator nie ma od dłuższego czasu wyjątkowych spraw. No może oprócz sytuacji w domu - nowej partnerki i córki nastolatki, rywalizującej o względy ojca. Zawodowa stagnacja kończy się wraz z pojawieniem się pierwszej ofiary okrutnej zbrodni.


Co ciekawe, Szacki przechodzi przemianę. Z błyskotliwego, ale i zrzędliwego seksisty w mężczyznę, który zaczyna dostrzegać, na co narażone są kobiety. Właściwie, na kartach powieści bohater wciąż zmaga się ze schematami i stereotypami, w które został wtrącony. Odprawienie kobiety wobec której mąż stosuje przemoc jest początkiem zmian, jakie zachodzą w Szackim. 


Niewątpliwie Miłoszewski wie, jak napisać dobry kryminał. Tym razem zrobił coś jeszcze większego i znaczącego. Rozpoczął rozmowę, w wydawałoby się mało znaczącym gatunku, o przemocy wobec kobiet. W Gniewie słychać echa książki, którą i ja obecnie czytam - Paradoksu macho. W jednym z wywiadów Miłoszewski przyznał, że była ona pomocna w tworzeniu jego powieści. Być może zostawianie śladów, odkrywanie kart z tego tematu (tabu w naszym kraju) w popularnej literaturze rozpocznie dyskusję na szerszą skalę. Być może wówczas nikt już nie pomyśli, że konwencja antyprzemocowa godzi w polską rodzinę lub kobietę (!). 


Jak zawsze w przygodach o Szackim i w Gniewie jest tajemnica spleciona z różnych wątków. Bohaterowie zaangażowani w sprawę okazują się być nie tymi, za których czytelnik brał na początku. Miłoszewski wie, jak poprowadzić akcję, by wciągnąć nas w swoją historię. Jednak tym razem pisarz zostawia nas z otwartym zakończeniem. Sprawa niby zostaje zakończona, ale pewne elementy ulegają zaplątaniu. I takie pożegnania na zawsze z ulubionymi bohaterami lubię - autor pozostawia pustą kartkę dla każdego czytelnika. 


25 listopada 2014

Uczniowskie limeryki

Drodzy Uczniowie!
Bardzo dziękuję za Wasze limeryki. Poradziliście sobie z zadaniem doskonale. Poniżej przedstawiam wybrane utwory.

Na sławnym molo w Sopocie,
siedzieli trzej chłopcy w namiocie.
Molo się zawaliło,
a trzech chłopców - utopiło.
Zginęli po krótkim locie.

Julia, II B


Istniała bardzo duża, smaczna cukinia,
w miejscu na świecie o nazwie Gdynia.
Na jej widok dziecko zgłodniało,
a później trochę posmakowało,
ale zjadła ją Marynia.


Agata, II B


Pewnej niedzieli, nie całkiem dla hecy, 
Agnieszka G-ka naciągała plecy.
Oddychać przestała,
ręce wyprostowała.
I spadła.

Agnieszka, II B


Pewien człek żyjący w spokojnym portowym mieście,
zobaczył chyba plakatów wyborczych ze dwieście.
Chodził po Gdyni szukając odpowiedzi,
aż domyślił się kto za tym czynem siedzi.
Powiedział i ugrzązł w niezłym cieście.

Maciek, II B


Pewna Julia z Sopotu, co do SAG-u uczęszczała,
jedenastego listopada z rodzinką świętowała
w zoo Gdańskim, w dolinie lasów oliwskich.
Podziwiając człowieczeństwo stworzeń nieludzkich
i zastanawiając się, czemu Polska cierpiała.

Julka, II B


Pewien młody mężczyzna z Sopotu,
narobił sobie mnóstwo kłopotów.
Poszedł na grzyby do sądu
i przestraszył się wielbłądów.

Potem uciekł stamtąd do wodolotu.

Zuzia, II B


Pewna miła sopocianka,
duże dziury z płotu jadła.
Przyszedł Franek pewien kot,
zjedli razem cały płot.
Sopocianka zjadła Franka.

Ola, I A

Do następnego zadania twórczego! 





11 listopada 2014

Piszemy limeryki

Pani Ka. co w nadmorskim mieście polskiego uczyła,
jedenastego dnia listopada aż się w sobie skurczyła.
Czytała i oglądała wieści ze stolicy,
o tym jak biegają w niej rozbójnicy.
Aż nerwicy dostała.

Tak dziś, Uczniowie, refleksyjnie i jednocześnie nieco groteskowo zaczęłam.
Okazuje się, że ułożenie limeryku nie jest łatwe, ale za to radośnie twórcze. Bo tak to właśnie jest, że nie tylko Was zadręczam wypracowaniami i innymi twórczymi pracami - siebie czasem również, czego świadectwem jest m.in. ten blog.
Miała to być praca dla chętnych, ale stwierdziłam, że każdemu z Was przyda się taki wysiłek.
Zatem dla drugoklasistów zadanie obowiązkowe, a pierwszoklasistów zachęcam do podjęcia wyzwania.
Napiszcie limeryk i wyślijcie go do mnie drogą elektroniczną. Najlepsze zostaną opublikowane na blogu. Oprócz narzucenia gatunkowego, wymagam, aby rzecz działa się w Gdańsku, Sopocie lub Gdyni - taki patriotyzm regionalny. ;)
Czas wykonania zadania: 17.11. (poniedziałek)

Kilka słów o limeryku:
Krótki utwór o tematyce absurdalnej, groteskowej, nonsensownej. Ma charakterystyczną budowę:
a. 5 wersów,
b. układ rymów aabba
c. wersy 3. i 4. krótsze od dwóch pierwszych.

Treść:
a. w wersie pierwszym wprowadzamy bohatera i miejsce,
b. w drugim zawiązujemy akcję,
c. w trzecim i czwartym doprowadzamy do kulminacji,
d. w wersie piątym dajemy zaskakujące, absurdalne wręcz, zakończenie.


Do piór lub klawiatur! :)



10 listopada 2014

Prawda Cabré

W zeszłym roku wielokrotnie nęciła mnie książka o tytule Wyznaję. Zachęcała okładką i tytułem. Nie kupiłam jej aż do dziś, lecz z autorem - Jaume Cabré - spotkałam się niedawno, kupując i czytając Głosy Pamano.  I przepadłam z kretesem.

Powieści nie czyta się łatwo, trzeba dać sobie i stylowi czas na ustalenie wspólnej czytelniczej drogi. Cabré podsuwa czytelnikowi  skomplikowaną pod względem narracyjnym i fascynującą pod względem fabularnym potężną księgę, od której trudno się oderwać. 

Historia rozgrywa się pomiędzy latami 40. XX wieku a czasami współczesnymi, czyli 2002 rokiem. Miejscem akcji pisarz uczynił przede wszystkim Torenę, hiszpańskie miasteczko, które było świadkiem wielu tragicznych wydarzeń. 

Z inicjatywy Tiny, nauczycielki z czasów współczesnych, odżywa sprawa Oriola, nauczyciela z dwudziestowiecznej Toreny. Bohaterka odnajduje długi list mężczyzny do nigdy niepoznanej córki i postanawia pokazać światu prawdę o ludziach i wydarzeniach z dawnych czasów.
Intrygującą i niejednoznaczną postacią jest nie tylko falangista Oriol Fonteles, ale i pani Elisenda Vilabru. Kobieta silna z tragiczną przeszłością tkwiącą jak zadra w sercu. Aby dotrzeć do celu, wykorzystuje bez skrupułów mężczyzn spotkanych w życiu.
Cabré dba również o to, by wzbudzić zainteresowanie bohaterami ze świata współczesnego: Tiną, jej mężem oraz ich synem Arnau, którego wybór drogi życiowej zaskoczył rodziców. To bohaterowie mający własne historie intrygujące czytelnika nie mniej niż wydarzenia z Toreny z ubiegłego wieku.

Autor Głosów Pamano angażuje wszystkich bohaterów w swoją opowieść o złu i (nie)pamięci. W konkretnych fragmentach to oni stają się narratorami i opowiadają o wydarzeniach, które nie raz zatrząsły ich prywatnym światem. Forma narracji, którą stosuje Cabré wymaga od czytelnika szczególnej uwagi - głos jednego bohatera przechodzi w głos drugiego. Narracja trzecioosobowa nagle bez zapowiedzi zmienia się w pierwszoosobową. Mimo komplikacji jakie niesie taki zabieg, lektura powieści jest zajmująca. 

U Cabré fascynujący są wszyscy bohaterowie. Czytelnikowi wydaje się, że już wszystko wie o danej postaci, gdy pisarz postanawia wyciągnąć kolejnego królika z kapelusza. Podziw wzbudza wnikanie pisarza w umysły kobiet i przekazywanie emocji, których wyraźne głosy kryją zwykle przed światem zewnętrznym. 

Pisanie o Głosach Pamano mogłoby nie mieć końca - zawierają tyle wątków. To powieść o mocy prywatnych tragedii, które popychają ludzi do zemsty, angażując przy tym niczemu winne osoby. Ale jest to też powieść o sile, jaką posiadają w sobie kobiety. To również historia o odkrywaniu prawdy przykrytej przez zło świata. Cabré dając nam tę historię, wskazuje, że nie wszystko zawsze jest jednoznaczne, a prawda o drugim człowieku nie zawsze wychodzi na jaw. Jednak zawsze cała nadzieja we wspomnieniach - nośniku życia każdego z nas. 
Lekturę polecam, sama planując zanurzenie w Wyznaję.


Jaume Cabré, Głosy Pamano, przeł. Anna Sawicka, wyd. Marginesy, Warszawa 2014.

5 listopada 2014

Ballada w klasie pierwszej

Pierwszoklasiści!
Zmierzyliśmy się z balladą Świtezianka Adama Mickiewicza. Przeprowadziliśmy proces, na którym chłopcy wcielili się w rolę prokuratorów i stworzyli na podstawie tekstu dowody winy strzelca. Natomiast dziewczęta podjęły próbę wykazania okoliczności łagodzących. Było emocjonująco, zwłaszcza że już na początku część z Was stwierdziła, iż kara była zbyt sroga. Jakkolwiek jednak ocenimy zachowanie nimfy, strzelec złamał daną ukochanej obietnicę i według ludowego kodeksu musiał ponieść karę (słynne "nie masz winy bez kary").
Dla Was z kolei przygotowałam pierwsze w tym roku zadanie na dodatkowe punkty. :)

1) Znajdź inną balladę Adama Mickiewicza (nie może to być Świteź), przeczytaj ją i wcielając się w postać gawędziarza, opisz wydarzenia. (Pamiętajcie, aby stosować w swojej pracy zwroty do czytelników)

2) Dusza strzelca wciąż jest zaklęta i tuła się na brzegu jeziora. Napisz opowiadanie z perspektywy bohatera Świtezianki, w którym dochodzi do jego ponownego spotkania z nimfą.

Prace na wybrany temat należy przesłać pocztą ekektroniczną na mój adres do 14.11. (piątek).
Wymagania redakcyjne:
Tekst wyjustowany, pisany czcionką Times New Roman 12.

Do klawiatur! ;)

1 listopada 2014

Ciemna strona duszy Portugalii

Jednym z moich marzeń podróżniczych była Portugalia. Marzenie kilka lat temu spełniłam i zaliczę do tych marzeń, których realizacja przerosła jakiekolwiek oczekiwania. Jestem szczęśliwie zakochana w tym kraju i póki co jest na mojej liście miejsc bliskich mojej duszy. Dlatego z wielkim zainteresowaniem sięgnęłam po Samotność Portugalczyka Izy Klementowskiej.

Całość stanowi zbiór reportaży zaglądających do wnętrza Portugalii, a przede wszystkim do dusz spotkanych Portugalczyków. Z całym przekonaniem można stwierdzić, że lektura daje możliwość pogłębienia spojrzenia na Portugalię i zrozumienia źródła słynnego saudade.

Klementowska w pierwszym reportażu zabiera czytelnika na targ w Lizbonie. I już tym pierwszym tekstem wprowadza w zróżnicowany pod względem narodowościowym, rasowym i osobowościowym kraj. Bohater jednego z ostatnich reportaży tego zbioru porównuje Portugalczyków do słynnych aluzejos i trudno odmówić mu słuszności tego określenia.

Samotność Portugalczyka nastawiona jest na rozmowę, o czym autorka informuje już we wstępie zbioru. To portugalskie rozgadanie w reportażach Klementowskiej na pewno ma uwarunkowania historyczne - lata ciszy podczas Estado Novo. Zresztą zarówno ten czas, jak i osoba Antónia de Oliveira Salazara bardzo często goszczą w opowieściach bohaterów Klementowskiej. I nie powinno być to zaskoczeniem, w końcu ten czas odcisnął piętno na duszy Portugalii. 

Klementowska oddaje głos w swojej książce jej bohaterom. To zwykli, prości ludzie. Dzięki temu ich historie są prawdziwe i wiarygodne. Każda z tych opowieści niesie ze sobą potężny ładunek emocji, a czytelnik musi uważniej wsłuchać się w ich treść. 

W ostatnim z reportaży bohater zauważa, że Lizbona ma dwa oblicza. Turyści dotykają jej swoimi 
stopami nerwowo i pospiesznie. Spoglądają na miejsca zapisane w przewodnikach. Tą drugą stroną jest niespieszność i spokój. Podróżując po całej Portugalii, miałam szczęście doświadczyć tego niecodziennego przeżycia. W miasteczkach i dzielnicach miast niedotkniętych stopami i oczami turystów pochłaniały mnie smaki i zapachy Portugalii spokojnej i cichej. A jednak do końca nie
pozwoliła się poznać i zrozumieć. Wchłaniała i odtrącała jednocześnie, a ja musiałam zgodzić się na stawiane przez nią granice poznania.

Samotność Portugalczyka umożliwia bardziej wejrzeć w duszę Portugalii, podjąć próbę zrozumienia odwiecznego saudade wychylającego się z każdej uliczki, schodów i kamieni w tym kraju. Jednak uświadamia jednocześnie, że obcy nigdy tak naprawdę nie zrozumie tego kraju na krańcu Europy. Lekturę polecam.

Iza Klementowska, Samotność Portugalczyka, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2014.

21 października 2014

Wrażliwcy Anny Gavaldy

Anna Gavalda zauroczyła mnie kiedyś powieścią Po prostu razem. Od tego momentu kupuję wydawane w Polsce książki jej autorstwa. Nigdy już mnie tak nie zachwyciła, ale sentyment nie pozwala przejść obojętnie obok nowości tej autorki. Tak też się stało, gdy zobaczyłam na wystawie najnowszą powieść Billie. I ponownie po lekturze mam mieszane odczucia.

Historia zbudowana została wokół dwójki bohaterów – tytułowej Billie oraz Francka. To dwoje pokiereszowanych przez życie młodych ludzi. Czytelnik poznaje ich w sytuacji, wydawałoby się, tragicznej i ekstremalnej – Franck i Billie utknęli w górach po upadku ze stoku. Zastaje ich noc, mężczyzna traci przytomność, a dziewczyna postanawia odbyć podróż w czasie i zwierzyć się z przeszłości ich wspólnej gwieździe. I tak, czytelnik dowiaduje się o trudnym dzieciństwie zarówno Billie jak i Francka. Ona porzucona przez matkę, (nie)wychowywana przez ojca i macochę. On żyjący z ojcem tyranem nieakceptującym odmienną orientację syna oraz z matką odpływającą codziennie w inny świat po zażyciu leków. Los tych dwoje straceńców łączy podczas jednego z zadań szkolnych. I okazuje się, że łączy na zawsze mimo perturbacji i przerw w relacji.

W książce Gavaldy ważna jest sama relacja, więź, która ocala. Kolejny raz pisarka wybrała, odmieńców, których jakaś siła (los?) pcha do siebie. Billie zauważa, że oni sami raczej się przez długi czas unikali, może jedynie obwąchiwali z daleka. Każde z nich ciągnęło za sobą potężny ładunek emocji i krzywd doznanych i na nowo doznawanych. I żadne nie chciało być obciążane bagażem tej drugiej strony. Jednak pisarka łączy los dwójki, jakby mówiąc, że we dwoje nawet najtrudniejsze bagaże lżej się nosi.

Gdybym napisała, że powieść czyta się lekko i szybko, skłamałabym. Czytałam wolno i z oporem, trudno mi było przedrzeć się przez słowotok Billie. Bo właśnie tak jest skonstruowana cała powieść. To monolog bohaterki, która wraca wspomnieniami do ważnych, przełomowych wydarzeń związanych z przyjaźnią z Franckiem.

Styl mówiony, potoczny w książce jest dla mnie zawsze trudny do oswojenia. Tu jest on zdecydowanie potrzebny – wymaga tego kreacja Billie. Inaczej czytelnik nie uwierzyłby w ani jedno słowo bohaterki. Jednak niewątpliwie trzeba dać czas lekturze, a w stronę Gavaldy można skłonić się z uznaniem dla lekkości powielania współczesnego stylu mówienia.

Bohaterami swoich książek Gavalda najczęściej czyni dziwaków, outsiderów, wrażliwców patrzących na świat inaczej, odczuwających go mocniej. I jest to niewątpliwą zaletą przedstawianych przez pisarkę historii. Billie nie będzie należała do moich książek ulubionych, ale znalazłam w niej historię o potrzebie bliskości drugiego człowieka. Pisarka stawia przed czytelnikiem banalną prawdę, o której chyba świat zapomina.Tą opowieścią zdaje się mówić, że wszystko można przetrzymać i ze wszystkiego można wyjść na prostą. Trzeba jedynie mieć obok bratnią duszę.



Anna Gavalda, Billie, przeł. P. Łapiński, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014.

7 października 2014

Podsumowanie lekcji o "Ikarze"

Na ostatnich zajęciach przyglądaliśmy się reinterpretacjom mitu o Ikarze. Głównie zajęliśmy się opowiadaniem Jarosława Iwaszkiewicza, ale i dokonaliśmy analizy obrazu Bruegla, jak i podjęliśmy próbę interpretacji utworu wykonywanego przez zespół IRA. 

Omawiając opowiadanie Iwaszkiewicza, doszliśmy do wniosku, że "Michaś" jest podobny do Ikara w pewnego rodzaju oderwaniu od rzeczywistości, które doprowadziło do tragedii. Trudno winić bohatera utworu Iwaszkiewicza o to zatopienie się w książce. W końcu czas akcji "Ikara" to okres wojny, zatem panujące wokół okrucieństwo, zniewalanie człowieka i wieczne zagrożenie potęgowały chęć ucieczki, chociażby w świat marzeń. 

Ważnym podobieństwem między utworem Iwaszkiewicza a obrazem Bruegla był fakt, że nikt nie zauważył śmierci "Michasia" i Ikara. Postacie na obrazie i bohaterowie utworu są zajęci własnymi sprawami i nie potrafią (nie chcą?) wyjrzeć poza swój świat. 

Podczas omawiania tego utworu, jak i opowiadań Idy Fink wykazaliście się dojrzałością spostrzeżeń. Wypowiadaliście ciekawe sądy, dostrzegaliście motywy bohaterów, powiązania między utworami, co wzbogaciło nasze ostatnie lekcje. I za to Wam dziękuję w tym miejscu. :) 

Na koniec zadanie dodatkowe. Reinterpretacja mitu Ikara.
"Chciałem zamknąć świat w swoich dłoniach..." - napisz opowiadanie, stosując narrację pierwszoosobową i wprowadzając elementy opisu przeżyć wewnętrznych. W swojej pracy wykorzystaj spostrzeżenia poczynione na lekcjach, które odnoszą się do Ikara. 
Minimum 18 zdań. Tylko drogą elektroniczną (czcionka Times New Roman, 12, tekst wyjustowany). Termin:  do 17.10.

9 września 2014

Lektury dodatkowe dla klasy I A

Zasady takie, jakie mają Wasi starsi koledzy i koleżanki: do zeszytu lektur trafiają 2 przeczytane książki z listy lektur dodatkowych oraz 2 własne. Notatki z lektur powinny zawierać:
1. informacje o autorze (należy podać źródło),
2. krótkie streszczenie książki,
3.  Waszą ocenę z argumentacją.

Całość oddajecie spisaną na kartkach lub w cienkich zeszytach (jak Wam wygodniej).

Termin oddania: 14.01.2015 r. 

Lista lektur dodatkowych dla klasy I A

Lista lektur dodatkowych:
1.                 Jan Parandowski, Mitologia, rozdział Bohaterowie
2.                 Dorota Terakowska, Córka czarownic
3.                 Krystyna Siesicka, Beethoven i dżinsy
4.                  Paulo Coelho, Weronika postanawia umrzeć
5.                  Alice Kuipers, Życie na drzwiach lodówki
6.                  Joanna Chmielewska, Lesio
7.                  Carlos Ruiz Zafon, Książę mgły
8.                  Małgorzata Wach, Każdy ma swoje Kilimandżaro
9.                  Roma Ligocka, Dziewczynka w czerwonym płaszczyku
10.              Terry Spencer Hesser, Całując klamki
11.              Joanna Fabicka, Szalone życie Rudolfa
12.              A. Sapkowski, wybrany utwór z sagi o Wiedźminie
13.              J. R. R. Tolkien, Władca pierścieni
14.              Ch. Dickens, Oliver Twist
15.              Marissa Meyer, Saga księżycowa. Cinder
16.              Andrzej Żak, Władca czasu – Wędrówka
17.              Marcin Szczygielski, Czarny młyn
18.              Jose Mauro de Vasconcelos, Moje drzewko pomarańczowe

8 września 2014

Lektury dodatkowe dla klasy II


Zasady proste: do zeszytu lektur trafiają 2 przeczytane książki z listy lektur dodatkowych oraz 2 własne. Notatki z lektur powinny zawierać:
1. informacje o autorze (należy podać źródło),
2. krótkie streszczenie książki,
3.  Waszą ocenę z argumentacją.

Termin oddania: 12.01.2015 r. 

Lista lektur dodatkowych dla klasy II B


1. Henning Mannkel Pies, który biegł ku gwieździe
2. Markus Zusak Złodziejka książek
3. Arkady Fiedler Wyspa Robinsona
4. William Golding Władcy much
5. Éric-Emmanuel Schmitt Pan Ibrahim i kwiaty Koranu
6. Guus Kuijer Książka wszystkich rzeczy
7. Artur Conan Doyle Pies Baskerville'ów
8. Carlos Ruiz Zafón Marina
9. Nancy H. Kleinbaum Stowarzyszenie umarłych poetów 
10. Ezop Bajki
11. R. J. Palacio Cud chłopak 
12. Dorota Terakowska Samotność bogów 
13. Juliusz Verne 20 000 mil podmorskiej żeglugi 
14. Jostein Gaarder Dziewczyna z pomarańczami
15. Stephen King Cujo
16. Frank Herbert Diuna
17. Gabriel Garcia Marquez Kronika zapowiedzianej śmierci
18. Ursula Le Guin Wydziedziczeni
19. Yann Martel Życie Pi
20. Barbara Kosmowska samotni.pl

22 sierpnia 2014

Notatki z żałoby

Śmierć we współczesnym świecie jest traktowana dwojako: albo jest tematem tabu, albo zniekształcana traci swój wymiar. Niemniej temat śmierci fascynował i fascynuje. A tekstów w literaturze oddających hołd zmarłym jest całe zatrzęsienie (zawsze na myśl przychodzą mi treny Broniewskiego i Z Tatr Przybosia, o oczywistym Kochanowskim aż głupio wspominać).

Umarł mi. Notatnik żałoby Ingi Iwasiów wpisuje się w tę tematykę, będąc wyznaniem rozpaczy córki po stracie ojca. Jest to stosunkowo krótka książeczka napisana w pośpiechu, o czym zawiadamia autorka w toku narracji, ale i w samym tytule. Jednak ten pośpiech i pewnego rodzaju chaos w pewien sposób porządkują czas żałoby.

Śmierć bliskiego wytwarza uczucie osamotnienia. To niewątpliwie przeżycie jednostkowe, choć cierpi najczęściej liczba mnoga bliskich zmarłego. U Iwasiów ten motyw odrębności, bycia w innym wymiarze czasoprzestrzeni, pewnego rodzaju naznaczenia śmiercią ukochanej osoby jest motywem powtarzającym się na stronach książki.

Umarł mi jest tekstem osobistym, choć wystawia to intymne przeżywanie żałoby na widok publiczny. Autorka nie tylko opowiada o swoim życiu po śmierci ojca, ale i wraca wspomnieniami do różnych momentów za jego życia.
Dzięki temu tekstowi i własnym doświadczeniom dostrzec można powtarzalność pewnych elementów w życiu każdej osoby mierzącej się z odejściem ukochanej osoby. To nie tylko przywoływanie wspomnień, ale i nagle obce przestrzenie wypełnione przedmiotami należącymi do osoby zmarłej (o których dalszym istnieniu należy zadecydować).

Forma, w jakiej ten tekst powstał, świadczy też o innym rodzaju czasu, w którym przebywają żałobnicy. To czas osobny. Chaotyczny i wypełniony bólem. To czas przyglądania się światu zza szyby (choć uczestniczenie w życiu, jak pokazuje Iwasiów, też się odbywa). Czas żałoby wypełniają czynności krótkie, codzienne (upodabniające się tym do notatek), a jednak poddane doświadczeniu śmierci.

Umarł mi. Notatnik żałoby nie jest tekstem łatwym. Osoby, które już zmierzyły się z odejściem bliskich dotknie bardziej. Lektura tej książki stanie się reminiscencjami czasów już przebytych. Niemniej, to tekst ważny. Atmosferą wpasowujący się trochę w Kota w pustym mieszkaniu Wisławy Szymborskiej. Osobisty zarówno dla autorki, jak i każdego czytającego, odkrywającego jednakowość doświadczeń osobnych.


Inga Iwasiów, Umarł mi. Notatnik żałoby, wyd. Czarne, Wołowiec 2013.

17 sierpnia 2014

Japonia oczami Bator

Nigdy nie miałam w planach zwiedzić Japonii. Nie ulegam fascynacjom tamtejszą kulturą czy przestrzeniami. Ale z zaufania do twórczości Bator postanowiłam udać się w czytelniczą podróż do kraju, który nadal jest mi obojętny. Jednak lektura Japońskiego wachlarza oraz Rekina z parku Yoyogi dostarczyła wielu kulturowych wrażeń.

Japoński wachlarz. Powroty to wznowione wydanie książki wspomnieniowej z pobytu autorki w Japonii. Całość można określić jako próbę przybliżenia odległej czytelnikom kultury. Próby bardzo udanej i pisanej z perspektywy wciąż dziwiącego się japońską przestrzenią obcego. Rekin z parku Yoyogi natomiast to spojrzenie na Japonię z perspektywy zadomowionego obcego. Zdziwienie ustąpiło tu miejsca fascynacji i wejrzeniu w głąb.

Bator w kolejnych tekstach odkrywa przed czytelnikiem tajemnice egzotycznego Kraju Kwitnącej Wiśni. O ile w pierwszej części sama często przeciera oczy ze zdumienia, tak w drugiej wywołuje efekt przecierania oczu w czytelniku – obcym wyobrażającym sobie Japonię całkiem lub trochę inaczej. To demaskowanie wyobrażeń o Japonii, zestawianie ich z prawdziwym jej obrazem. 
Niewątpliwą zaletą obu książek jest ich język. Czytelnik bardzo szybko ulega czarowi snutych przez autorkę opowieści i ani się spostrzeże, a sięga po drugą część. 

Japonia w obu książkach to przestrzeń ciągłych i nieustających zmian. Zmieniają się wyglądy ulic, pojawiają się i znikają budynki, ale też i mody. To też przestrzeń większej swobody w eksperymentowaniu, mimo ogólnego zamknięcia i zdystansowania.
Autorka przygląda się przemianom kulturowym, bada je z ciekawością antropolożki i wysnuwa ciekawe wnioski. Wszystko odnosi do historii lub różnych badań naukowych. Ponadto bardzo ciekawe są nawiązania do literatury, m.in. do Murakamiego.
W kilku tekstach Rekina z parku Yoyogi autorka pokusiła się o porównanie Japonii do Polski, ukazując znaczną przepaść dzielącą opisywane kultury. Zestawienie obu kultur uwypukla bardziej egzotykę Japonii z perspektywy Polaka (a  zapewne Polski z perspektywy Japończyka).

Mój wewnętrzny włóczęga nie pogna mnie do Japonii nawet po lekturze książek Bator. Jednak z przyjemnością wybrałam się w czytelniczą podróż do kraju tak innego niż ten, w którym żyję lub te, które mnie fascynują. Bator porywa w wir swoich opowieści i łatwo z nich czytelnika nie wypuszcza. I dobrze.


Joanna Bator, Japoński wachlarz. Powroty, wyd. W.A.B., Warszawa 2011.
Joanna Bator, Rekin z parku Yoyogi, wyd. W.A.B., Warszawa 2014.

6 sierpnia 2014

Feministka też matka

Jestem feministką (nie działającą aktywnie w żadnej organizacji – póki co). O tym wiedzą chyba wszyscy przebywający w mojej przestrzeni. Niektórzy traktują to jako moją wadę – do czego się przyzwyczajam, ale nie akceptuję. Uważam, że bycie świadomą kobietą i świadomym człowiekiem to zaleta. Nie jestem matką, jednak po Matkę feministkę Agnieszki Graff sięgnęłam z ciekawości. Wzmożonej po przeczytaniu wywiadu z autorką.

To książka z zawartością ciekawą. I nie tylko przeznaczona dla kobiet, choć o kobietach w większości traktująca. Czy może o roli, którą większość kobiet w życiu odgrywa – o roli matki.
Zebrane w Matce feministce teksty są ważne, bo traktują o problemach dotyczących całej rzeszy kobiet i ... mężczyzn. Graff odważnie krytykuje podejście wielu feministek do tematu macierzyństwa i rodzicielstwa w ogóle. Rzeczywiście, jest to temat ignorowany, wyśmiewany lub okraszany pogardą. A feministki matkami też są, nie tylko bywają.

Autorka obala w swoich tekstach mit, jakoby kobieta z natury wiedziała, jak zajmować się dzieckiem (lub osobą starszą czy schorowaną). Domaga się (nie bezzasadnie przecież), aby mężczyźni zakasali rękawy i uczestniczyli w życiu rodzinnym aktywniej. Ale zwraca uwagę, że kobiety też muszą oddać nieco pola swoim partnerom. I to jest mocną stroną tej książki. Autorka nie biegnie ślepo w radykalne tony feministyczne. Nie pali staników, nie wini za całe zło mężczyzn. Racjonalnie przedstawia, jak się ma rzeczywistość. A ma się nie najlepiej. Jeden z wniosków jest jasny: mamy niż demograficzny nie przez feministki (one nie mają takiej mocy rażenia), a przez nieodpowiednie zaplecze dla przyszłych matek – to one najczęściej muszą zrezygnować z kariery zawodowej, ryzykują brakiem możliwości powrotu na rynek pracy. Ponadto pomoc w opiece jest znikoma, zarówno ze strony części męskiej jak i państwa.

Jest trochę w Matce feministce tekstów o radościach bycia matką. Te fragmenty wskazują, że feministki być matkami chcą i potrafią. Ale znajdą się w książce rozgoryczenia spowodowane taką a nie inną sytuacją rodziców w kraju. To tu również Graff wskazuje na brak miejsca dla rodziców w przestrzeni miast, ulic, restauracji. Wprawi czytelnika w zastanowienie, jak z tą rolą matki Polki jest. Hołubiona czy ignorowana lub traktowana z pogardą? I gdzie jest w tym całym zamieszaniu ojciec? Jaką rolę pełnić by mógł, a jaką pełni zmuszony rzeczywistością? 

Teksty, na które składa się Matka feministka są ciekawe i potrzebne. Graff zmusza do pochylenia się nad, wydawałoby się, całkiem prozaicznymi tematami. Wskazuje, że feminizm to niekoniecznie budowanie wizerunku superwoman, ale rozmowa (i odpowiednie działania) o prawach kobiet-matek i ojców, którzy powinni mieć szansę tymi ojcami być. 

Kiedyś ktoś mi powiedział, że przestanę być feministką, gdy stanę się matką. Nie sądzę. Na pewno ta rola zmieniłaby moje życie – byłabym głupcem, twierdząc, że nie. Ale nie przestałabym być człowiekiem i kobietą. Zostałam wychowana w rodzinie, w której kobiety zawsze miały prawo wypowiadania się na tematy ważne i zawsze z tego prawa korzystały. A ja, ich wnuczka, idę w pielęgnowaniu swojej wolności zapewne jeszcze dalej. Refleksje po tego typu lekturach zawsze wywołują we mnie wdzięczność o takie a nie inne fundamenty do budowania własnej człowieczej (i kobiecej) świadomości. Matka feministka uświadamia dodatkowo, jak wiele jest do zdziałania w sferze tak chętnie ignorowanej przez wielu – w sferze opieki. Stawia pytania o role matek, ojców oraz państwa. Wskazuje na konieczność szukania odpowiedzi i rozwiązań dla nowego modelu, jakim jest rodzicielstwo (już nie macierzyństwo). Pozycja książkowa potrzebna i godna czytelniczej uwagi.



Agnieszka Graff, Matka feministka, wyd. Krytyki Politycznej, Warszawa 2014.




23 lipca 2014

Wielki powrót Bridget Jones


Do Bridget Jones mam sentyment. Dwie powieści Helen Fielding (i filmy) są niezmiennie moimi poprawiaczami nastrojów od bardzo długiego czasu.
Gdy usłyszałam, że Fielding po tylu latach rozpoczęła pracę nad trzecią powieścią o szalonej Brytyjce, nie wpadłam w zachwyt. Często odgrzewane historie nie tylko nie smakują jak poprzednie, ale wywołują ogromne rozczarowanie w czytelnikach. Mimo to sentyment zwyciężył, zawierzyłam Fielding i zakupiłam Bridget Jones. Szalejąc za facetem. I po lekturze stwierdzam, że nie żałuję.

Bridget Jones chyba każdy zna. Jeśli nie z powieści to z filmów. Szalona, pełna sprzeczności kobieta, która marzy, że spotka mężczyznę życia i zdobędzie świat. Do obu celów dąży z godnym podziwu uporem. I w drugiej powieści rozstajemy się z Bridget po uszy zakochaną z wzajemnością w Marku Darcy'm oraz pielęgnującą plany zwojowania świata filmowego.

Trudno pisać o najnowszej części bez zdradzania kluczowych wydarzeń z życia prawie pięćdziesięcioletniej już Bridget. Bohaterka musi zmierzyć się z trudną rzeczywistością bycia samotną matką. I radzi sobie z tym całkiem nieźle. Wraca również do randkowania, popełniając mnóstwo gaf ze swoim dawnym urokiem.
Mimo że w obecnej Bridget jest wiele z dawnej, to dostrzegalna jest przemiana. I nic dziwnego, a dla odczytania całej powieści bardzo dobrze. Dzięki temu kreacja bohaterki staje się bardziej wiarygodna, a lektura nie męczy.

Powieść nie należy do wybitnych. To czytadło, ale napisane w zgrabny sposób. Ponadto poruszone zostały tematy aktualne i powracające w rozmowach wielu kobiet. Samotne macierzyństwo. Jednoczesne odgrywanie roli matki, kobiety spełniającej się zawodowo i poszukującej na nowo miłości. Związek między kobietą i młodszym od niej mężczyzną.
Bridget Jones. Szalejąc za facetem to czytadło, które poprawi nastrój, ale stworzy też przestrzeń i możliwości do rozmów lub refleksji na kilka istotnych życiowych tematów. Książka dobra na letni czas.


Helen Fielding, Bridget Jones. Szalejąc za facetem, tłum. J. i K. Karłowscy, wyd. Zysk, Poznań 2014.

19 lipca 2014

"Historie niewidzialnych miłości" Schmitta

W "najświeższym" tomie opowiadań zatytułowanym Małżeństwo we troje Schmitt zwyczajowo przygląda się relacjom międzyludzkim. To, co ma łączyć wszystkie teksty można określić słowami samego pisarza - "historie niewidzialnych miłości", na tom składają się tylko z pozoru różne opowiadania. Drugą częścią książki jest posłowie od autora, w którym załącza notatki z czasu, kiedy pracował nad poszczególnymi tekstami z tomu. Spotykam się z taką sytuacją chyba pierwszy raz i przyznaję, że podoba mi się takie doświadczanie lektury jakiejś książki. Autor ostatecznie nie znika za opowiadaną historią, pojawia się na koniec, aby jeszcze z czytelnikiem porozmawiać, wyjawić niektóre elementy z procesu tworzenia. Bardzo ciekawe doświadczenie dla mnie jako czytelniczki.

Pierwsze opowiadanie przedstawia historię dwóch związków, heteroseksualnego i homoseksualnego. Drogi czworga skrzyżowały się przez przypadek w kościele podczas ślubu Geneviéve i Édouarda. Po kryjomu, tuż obok młodej pary, miłość w zdrowiu i w chorobie przysięgli sobie również Jean i Laurent. Ta chwila zaważyła na dalszej przyszłości pary mężczyzn, a później na życiu Geneviéve. Schmitt mówi, że jego bohaterowie poddają się koniecznej mediacji (zob. s. 311). Dzięki podglądaniu związku Geneviéve i Eddy'ego Jean i Laurent mogą lepiej zrozumieć swoją relację i wzbogacić ją o tego rodzaju bliskość, na jaką nigdy nie zdobędą się małżonkowie.

Wspomnianej koniecznej mediacji poddaje się również bohater tekstu Pies. To opowiadanie nawiązuje do holocaustu - głównym bohaterem jest Samuel Heymann, ocalony z obozu zagłady. Ocalony, choć zgładzony. Jedynym łącznikiem między bohaterem a innymi jest Argos, pies - niezwykły, bo utrzymał przy życiu w obozie. Ale też to dzięki niemu Samuel  nawet wiele lat po wojnie widzi w drugim człowieku... człowieka.

W opowiadaniu Serce w popiele Schmitt wykorzystuje motyw, który nazywa symbolicznym wcieleniem (zob. s. 312). Wydaje się, że Alba bardziej kocha swojego siostrzeńca, Jonasa, niż syna. Jej jedyne dziecko sprawia problemy i nie dostrzega niczego poza światem gier. Z kolei Jonas to chłopiec, który nawiązuje z Albą szczególną więź. Ciotkę traktuje jak przybraną matkę (zresztą siostra bohaterki częściej jest nieobecna niż obecna w życiu syna, nawet podczas przeszczepu serca to Alba ma się zająć chłopcem), a ona jego jak idealnego syna. Kiedy dochodzi do tragedii i ginie prawdziwy syn głównej bohaterki, a w tym samym czasie Jonas otrzymuje nowe serce, Alba zostaje poddana próbie. Odchodzi od zmysłów, poszukuje odpowiedzi na pytanie, kto otrzymał organ jej syna i poznaje Vilmę, kobietę w podobnej sytuacji. Ostatecznie w poznanej Vilmie dostrzeże szaleństwo, któremu i ona się poddała i w porę zwróci się ku rozwadze.

Bohaterowie Schmitta tęsknią za bliskością drugiego człowieka, będąc jednocześnie boleśnie świadomymi samotności, na jaką są skazani. Aby wypełnić bolesną pustkę przenoszą uczucia na wybrane osoby (w ten sposób Jean i Laurent w Dawidzie odnajdują namiastkę syna, którego nigdy nie będą posiadali), dostrzegają w innych osobach symbole swoich strat (jak małżeństwo z opowiadania Dziecko upiór dostrzega w nieznajomej Mélissie ducha nienarodzonego dziecka).
Małżeństwo we troje traktuje również o miłości i akceptacji jakich potrzebuje i poszukuje przez całe życie każdy człowiek. Schmitt kolejny raz wybrał się w podróż do ludzkiej duszy i teraz już od czytelnika zależy, czy zechce autorowi w tej wędrówce towarzyszyć.


Eric - Emmanuel Schmitt, Małżeństwo we troje, tłum. A. Sylwestrzak-Wszelaki, wyd. Znak, Kraków 2013.

6 lipca 2014

Echa miłości z czasu wojny


Powtórnie narodzony Margaret Mazzantini zachęcił mnie okładką, choć po przeczytaniu opisu zaczęłam się zastanawiać, czy to dobra lektura na rozpoczęcie wakacji. Jednak zaryzykowałam i nie żałuję. To powieść, która dość powoli rzuca na czytelnika swój czar. Ale gdy to się już wydarzy, nie jest się w stanie oderwać od opowiadanej przez Mazzantini historii.

Rzym, letni poranek. Gemma odbiera telefon od przyjaciela z dawnych lat, Gojka. Mężczyzna prosi, by przyjechała na wystawę zdjęć do Sarajewa. Ta krótka rozmowa sprawia, że przeszłość i zamknięte w niej uczucia powracają. Gemma postanawia wyruszyć w podróż wspomnień i zabrać w nią Pietra, swojego syna.

Powieść opiera się na retrospekcji. Zabieg wykorzystywany przez pisarkę czyni lekturę powieści trudną, wymagającą od czytelnika koncentracji. Jednak to powoduje, że powieść zapada w pamięci na dłużej.
Gemma wracając do Sarajewa, powraca wspomnieniami do lat dziewięćdziesiątych, gdy poznała w czasie strasznym miłość życia - fotografa z Genui, Diega.
Relację między dwojgiem bohaterów można opisać jako gwałtowną, pełną czułości i namiętności. Bratnie dusze, które odnalazły się przez przypadek i mimo przeciwności postanowiły spędzić ze sobą życie.
Dzięki retrospekcji autorka Powtórnie narodzonego odkrywa przed czytelnikiem kolejne tajemnice z życia Gemmy, Diega i Pietra. Mazzantini z wyczuciem buduje napięcie, opisuje uczucia, jakie targały Gemmą za czasów Diega jak i podczas powrotu do miasta, w którym wszystko się rozpoczęło i zakończyło.

Innym bohaterem powieści jest Sarajewo. Czasu wojny i czasu pokoju. Powieść zawiera opisy pełne okrucieństwa, niepokoju i śmierci podczas wojny. Przeplatane są one spojrzeniem na Sarajewo pokoju, nadal zniszczone i noszące opatrunki na wojennych ranach.
Sarajewo jest w powieści bohaterem oddziałującym na inne postaci. Patrzy na kolejne tragedie i śmierci. To również świadek miłości Gemmy i Diega oraz pojawienia się na świecie Pietra. Zagadka jego narodzin zostaje odkryta (jak i inne tajemnice) dopiero na ostatnich stronach książki, co jest niewątpliwą zaletą tej książki.

Powtórnie narodzony jest powieścią wyjątkową. To nie tylko historia miłosna, ale i rzecz o trudach relacji między matką a dorastającym synem. To opowieść o okrucieństwach wojny i potworach, jakie wówczas wychodzą z człowieka. Ale to też historia o tym, że nawet w czasach wojny człowiek potrzebuje bliskości i czułości. Jednak mimo że czasem przyjaźń zmienia się w miłość i ratuje przed zagładą (Gojko i Aska), to nie zawsze może ocalić (Gemma i Diego).



Margaret Mazzantini, Powtórnie narodzony, przeł. A. Pawłowska - Zampino, wyd. Sonia Draga, Katowice 2013.

1 lipca 2014

Gdy kryminał przestaje być kryminałem

Dla belfra – wychowawcy czerwiec jest miesiącem napięcia, stresu i wielu nieprzespanych nocy. Dlatego na bok odłożyłam wszelkie ambitne książki i sięgnęłam po coś, co zawsze mnie relaksuje – kryminał. Zazwyczaj mój wybór ograniczał się do Christie lub Chmielewskiej. Tym razem poszłam w las nowości i sięgnęłam po Florystkę Katarzyny Bondy. Początki z tą powieścią były ciężkie, ale w końcu udało mi się wciągnąć w lekturę i nie żałuję.

Akcja powieści rozgrywa się w Białymstoku, gdzie zaginęła Zosia. Dziecko nie do końca chciane i nie do końca kochane, ale poszukiwane przez lokalną policję, rodzinę. O pomoc poproszony został również profiler Hubert Meyer (podobno postać znana z innych powieści Bondy). Przyjeżdża z głuszy, w której leczył swoje ego po źle rozpracowanej sprawie. Nie spodziewa się, że białostocka przygoda jest zaplanowaną dla niego przez wrogów kontynuacją niedawnej wpadki.

Pomocnicą Meyera jest Lena Pawłowska. Jest to postać wykreowana w bardzo ciekawy sposób. Symbol kobiecości połączonej z siłą i determinacją. Pawłowska pragnie zostać profilerką, choć wie, że przed nią niezwykle trudna droga. Zaistnieć w środowisku męskim jest zadaniem trudnym do wykonania. Atrakcyjność nie pomaga, a może nawet przeszkadzać, o czym przekonuje się Pawłowska. Ale w tej postaci jest coś jeszcze. Determinacja z jaką Lena staje do walki z przeszłością i stawia czoła męskiej sile (tak przewyższającej kobiecą), dodaje tej postaci mocnego rysu, pazura. Dzięki temu naprawdę polubiłam tę bohaterkę. Nie mogę nie wspomnieć o symbolicznym obcięciu przez bohaterkę włosów, co miało dodać jej mocy i odwagi (a wręcz przeciwnie - właśnie zabrało). Uważam, że to bardzo ciekawy i ważny dla kreacji tej postaci motyw. Jednocześnie ta rzeczywista słabość, jaką posiada przecież każda kobieta, sprawia, że postać jest bardziej realna a przez to ciekawa.

Napisać o Florystce, że to powieść kryminalna to o wiele za mało. Łączy ona w sobie gatunek kryminału z baśnią i powieścią psychologiczną. Pisarka znakomicie opisuje psychikę mordercy. Swoją drogą, odkrycie mordercy jest spektakularne i może przynieść zaskoczenie. Ponadto we Florystce można odnaleźć mocno rozbudowany wątek manipulowania czyjąś psychiką, powstrzymywanie przed naturalnymi procesami jakie powinny zajść w człowieku doświadczającym czegoś traumatycznego. Postać Oli - borykającej się ze śmiercią syna - mistrzowsko dopracowana. 

Warte zauważenia jest też pochylenie się pisarki nad cygańską kulturą. Myślę, że wzbogaca to samą powieść, a akcję osadza w pewnej konkretnej przestrzeni. W ogóle trzeba przyznać, że Bonda tworząc historię kryminalną, nie ogranicza się jedynie do niej. Do dania głównego podaje przekąski, desery, niezwykle zręcznie nimi żonglując. Niezwykle trudne do wykonania zadanie, ale spod pióra autorki Florystki wychodzi bardzo wykwintna i wielowymiarowa powieść. 

Po przeczytaniu Florystki stwierdzam, że z pewnością sięgnę po inne kryminały Katarzyny Bondy. Są dobre pod względem językowym, ale i nie noszą śladu schematyczności, której niestety niektóre pisarki i niektórzy pisarze ulegają. Polecam, sama rozpoczynając wakacyjny sezon czytelniczy stosem piętrzących się obok książek.


Katarzyna Bonda, Florystka, wyd. Videograf, Chorzów 2012.

21 czerwca 2014

Twór: Dziunia

Nie pamiętam, jak natknęłam się na Dziunię Anny M. Nowakowskiej. Niemniej, zakup tej książki był strzałem w dziesiątkę, a ja kolejny raz chylę czoła polskim pisarkom. Przeświadczenie, że obok naprawdę słabej kobiecej literatury rodzimej rozwija się również silna i dobra jest nieocenione.

Dziunia to nie tylko tytuł, ale i imię głównej bohaterki powieści. Dziunia powstała przypadkiem, gdy nastolatkowie się zapomnieli. Dziunia jest dzieckiem niechcianym i niekochanym. Od początku do końca. Jest chodzącym wyrzutem, którego nijak nie można się pozbyć z domu. Dziunia jest inna niż wszyscy. Naiwna do granic możliwości. Naznaczona fatum. Pozbawiona wdzięku, inteligencji, urody i szczęścia. Ale jest. Choć to bolesne bycie.

Autorka wykreowała postać skazaną na uznaną przez ogół klęskę. Cokolwiek by ta dziewczyna nie robiła, zawsze los się jej sprzeciwi. Lub postawi na drodze „dobrotliwego wuja” wtykającego palce tam, gdzie nie powinien ich wtykać. Albo ześle za karę do piekieł domostwa Pułkownika i jego żony. Lub podwoi Dziunię, ale tylko na momencik. Żeby nie było zbyt pięknie. Niemniej Dziunia trwa. I potrafi tę nieszczęśliwą egzystencję przetrwać. Ze szczególnym poczuciem humoru.

Okazuje się, że nawet Dziunia ma swoją bezpieczną przestrzeń. To dom dziadków, rodziców matki. Przestrzeń Pod Stołem, ale też troska i bezinteresowna, prosta oraz niczym nieograniczona miłość babci i dziadka. Ale nawet tu sięga po Dziunię ręka złego losu. Przed tym nie ma ucieczki.

To co urzeka w książce Nowakowskiej to jej zabawy językiem. Gra słów. Niejednoznaczność. Przyglądanie się słowom i stwarzanie z nich zdań czasem rozweselających, a czasem tnących ostro duszę. Słów tworzących historię, która na długo pozostaje z czytelnikiem.

Autorka Dziuni stworzyła nie tylko ciekawą bohaterkę, której czytelnik dzielnie sekunduje – choć wie, że za rogiem nie czeka na dziewczę ani gram szczęścia. Nowakowska pokazuje też zaściankową polskość z całym zbiorem przywar. Buduje ten obraz na przykładzie rodziny Dziuni. Nastoletni rodzice, którzy trwają ze sobą. Nie okazują sobie miłości. Nie okazują miłości córce. Przeciwnie, czynią wieczne wyrzuty – w końcu zmarnowała im obojgu życie. Nie potrafią być ze sobą, ale też nie chcą zaryzykować rozstania. W końcu to nie wypada. Obserwując potyczki Dziuni z życiem, czytelnik może poobserwować i inne rodziny. Wszystkie nieszczęśliwe. Diagnoza: brak rozmów i pracy nad relacjami. Przekonanie, że będzie tak, jak jest.

Dziunia otwiera przed czytelnikiem smutny świat z wieloma odnośnikami do tego prawdziwego. Ale historia jest napisana w sposób, który zabrania odłożyć książkę przed dokończeniem jej lektury. Bawi duszę, co jakiś czas tnąc ją bezlitośnie. Ale skoro Dziunia dzielnie znosi swój los, to czemu czytelnik miałby zrezygnować z lektury o jej potyczkach z życiem?


Anna M. Nowakowska, Dziunia, wyd. W.A.B., Warszawa 2013.



27 maja 2014

Poradnik oswajania

Napisać dobrą książkę dla młodzieży jest niezwykle trudno. Aby trafić do tej być może najbardziej wymagającej grupy czytelników, trzeba ominąć wszelkie naiwne rozwiązania i sięgnąć po temat trudny, ciekawy, a czasem balansujący na granicy społecznego tabu. Powieścią, która może młodzież zachwycić jest Oro autorstwa polskiego duetu kryjącego się pod pseudonimem Marcel. A. Marcel.

Główną bohaterką jest Lena. Większość życia spędziła w domu dziecka. Porzucona jako noworodek i porzucana przez kolejnych zastępczych rodziców. Wkroczyła w wiek nastolatki z przekonaniem, że nie jest warta niczego dobrego, a na pewno nie zasługuje na rodzinę. Postanawia nigdy już nie zaufać dorosłym, którzy zechcą zapewnić jej dach nad głową. W końcu po co przywiązywać się do kogoś, kto cię i tak wyrzuci?

Okazuje się jednak, że Wanda i Roman tworzą ze swoimi przybranymi dziećmi specyficzną rodzinę i tak łatwo wcale się nie poddają. Na domiar złego Lenie zaczyna zależeć na domownikach. Na Cienkiej, która walczy z dodatkowymi kilogramami i zaraża optymizmem. Na Iskrze mającej problemy z zatrzymaniem siebie i swojej energii często niszczącej różne przedmioty. Na Oku przekręcającym wyrazy i wściubiającym wszędzie nos. Ważni stają się Memory znający na wszystko odpowiedź i cieszący się pamięcią doskonałą oraz Arnold nieufny i mierzący się każdego dnia z własnymi demonami.

Wanda i Roman przygarnęli do swoich serc i domu dzieci (nie)idealne. Z wieloma problemami oraz demonami. Otaczając je ciepłem, dobrocią i miłością sprawiają, że cała gromada pokiereszowanych przez los tworzy idealną rodzinę. Rodzinę, którą pragnie mieć też Lena – nawet jeśli tego nie potrafi przyznać przed samą sobą.
W domu Wandy i Romana pojawia się ktoś jeszcze. Jest to tytułowy Oro – niewidzialny dla innych przyjaciel Leny. Mieszka w szafie, ale bardzo chętnie poznaje problemy domowników i wtyka nos w nie swoje sprawy. Stara się też wpłynąć na zachowanie Leny. Magiczny, niewidzialny przyjaciel to doskonały zabieg, by pokazać wewnętrzną walkę, jaka odbywa się w głównej bohaterce. Dać się pokochać i kochać innych czy nie? Zaryzykować kolejny raz? 

Oro to powieść wielowymiarowa. Opowiada nie tylko o problemach dzieci z domu dziecka, szukających akceptacji i miłości i czasem tego nie otrzymujących. To też historia o tym, jak dorośli często przenoszą swoje problemy na własne dzieci, nie zdając sobie sprawy z konsekwencji. Oro porusza również problem akceptacji w grupie młodzieży. Coś przez co każdy z dorosłych przechodził, przez co przechodzą (lub przechodzili) moi uczniowie. I temat ten został rozpatrzony pod wieloma kątami, dotyczy niemal wszystkich bohaterów tej książki. Nowej klasy Leny, samej Leny, Cienkiej, Arnolda, Iskry…

Atutem książki jest sposób prowadzenia narracji – lekki, choć poruszane tematy należą do tych cięższych. Sposób kreowania bohaterów sprawia, że są wiarygodni dla czytelnika. Autorki stworzyły galerię postaci dziecięcych i dorosłych, których wzorce zachowań można dostrzec w prawdziwym życiu. Każda z postaci jest nietuzinkowa i zapada w pamięci, choć u mnie wygrywa Oko – swoimi tekstami zwala z nóg i przysparza bólu mięśni brzucha… ze śmiechu.

I w końcu, Oro nie tylko bawi, ale wymusza liczne refleksje. O sprawach istotnych dla młodszych i starszych. A przede wszystkim o konieczności okazywania uczuć, oswajania miłości i akceptacji, której każdy potrzebuje. To doskonały start do rozmowy z młodzieżą o wielu nurtujących ich i nas, dorosłych, problemach pokazanych w powieści z różnych perspektyw. Książka dla dużych i małych - polecam.

Marcel A. Marcel, Oro, wyd. Marginesy, Warszawa 2012.






10 maja 2014

Jak zniknąć zauważoną?

Jak przygotować się do śmierci, jeśli nie było się przygotowanym do życia? Z tym problemem musi sobie poradzić Mathea Martinsen, bohaterka Im szybciej idę, tym jestem mniejsza autorstwa Kjersti Annesdatter Skomsvold.

Narratorką i jednocześnie bohaterką powieści jest starsza kobieta, która niemal całe życie spędziła w mieszkaniu. Jest samotną wdową, która u schyłku życia postanawia zaistnieć w czyjejś świadomości. Autorka wykreowała ciekawą postać – potrzebującą towarzystwa i jednocześnie z niego rezygnującą. Mathea podejmuje różne działania, aby zostawić w kimś swój ślad, zanim odejdzie. Są to czynności często absurdalne (telefonowanie do biura numerów, aby zapytać o własny numer), czasem desperackie (nawiązanie znajomości z fanem bananów).

Skomsvold z niezwykłą spostrzegawczością kreśli samotność jakiej poddaje się Mathea oraz tę, która jest konsekwencją wcześniejszych wyborów bohaterki. Otóż, kobieta od początku wybierała samotność. Od początku była niewidzialna dla innych. Wycofywała się z życia, nie podejmowała ryzyka. Nawet przeżycie rażeniem piorunem nie włącza Mathei do życia. Małżeństwo z poznanym jeszcze w szkole Epsilonem jest kładką łączącą kobietę ze światem. Śmierć męża zamyka drzwi do świata. Choć nie ostatecznie, bo Mathea próbuje żyć zanim umrze. I jest to życie inne niż sobie zwykły człowiek może wyobrazić, bo niezwykła jest bohaterka powieści.

Jednym z powieściowych obrazów, które na długo zostają w pamięci są wizyty bohaterki w sklepie. Skomsvold z zaskakującą przenikliwością stworzyła atmosferę totalnego zagubienia starszej pani w sklepie. Najchętniej sama bym odkręciła te słoiki z dżemem, które na przekór wszystkiemu kupuje bohaterka. A gdy staruszka znajduje dżem w tubce, założę się, że każdy czytelnik z radością temu rozwiązaniu przyklaśnie.

Bo to jest siłą tej powieści – kreacja bohaterki. Totalnie zagubionej, przekornej, uporczywej w odtrącaniu świata, ale i silnej w próbach stania się zauważoną. Skomsvold stworzyła postać ciekawą, nietuzinkową i taką, którą trudno zapomnieć.

Im szybciej idę, tym jestem mniejsza jest powieścią zaskakującą w swojej formie i treści. Absurdalność tej tragikomedii momentami rozrasta się do niewyobrażalnych rozmiarów. I mimo gorzkiego tematu samotności ma w sobie nutki wywołujące uśmiech.  Na długo zostaje w pamięci.


Kjersti Annesdatter Skomsvold, Im szybciej idę, tym jestem mniejsza, tłum. K. Tunkiel, Media Rodzina, Poznań 2014.

4 maja 2014

W kraju nad Wisłą czasem zdarza się, że i trupa zeżrą…*

Powieści, w których mrok i magia rzeczywistości mieszają się ze sobą, zwracają moją uwagę. Stąd moje uwielbienie do Olgi Tokarczuk, ale też między innymi do większości książek z Serii z Miotłą. Natomiast do powieści Joanny Bator podchodziłam kilkakrotnie. I za każdym razem rozstawałam się, tłumacząc sobie, że to nie ten czas. Przypadkiem, korzystając z zimowej akcji prawdziwych obniżek cenowych, zakupiłam Ciemno, prawie noc wspomnianej autorki. I dzięki wszelkim bogom za obniżki, bo to powieść, którą przeczytać zdecydowanie warto.

Akcję powieści autorka osadziła w Wałbrzychu. Ciemnym, obskurnym, odrażającym i ociekającym patologią oraz skłonnościami mieszkańców do fanatyzmu. Główna bohaterka, Alicja Tabor, wraca do rodzinnego miasta. Nie przygnały jej tu sentymenty a praca. Jest reporterką, a w Wałbrzychu znikają dzieci. Okazuje się jednak, że niezamknięta przeszłość powraca i przywołuje upiory i dobre duchy, które walczą o Alicję…

Historia o zaginionych dzieciach jest jednak jedynie pretekstem do snucia historii o dobru i złu, o przeszłości skrzywionej we wspomnieniach. O okrucieństwie, które w ludziach rozrasta się do niepojętych rozmiarów oraz o szaleństwie piętnującym wybranych. W końcu o rzeczywistości, w której, gdy człowiek się dobrze przypatrzy, tkwi magia.

Bator w Ciemno, prawie noc bawi się konwencją gatunkową. Sięga po elementy baśni, groteski, horroru, powieści grozy i psychologicznej, aby po wymieszaniu wyszedł twór podejmujący w dogłębny sposób różnorodną problematykę.

Ponadto intertekstualność powieści wymusza na czytelniku poszukiwania interpretacyjne. Nie bez powodu przecież bohaterka ma na imię Alicja. Inna od mieszkańców Wałbrzycha (też od członków rodziny – jedyna ocalała psychicznie), zamyka się przed złem świata w swoim pancerzu, ale ostatecznie potrafi zmierzyć się z własnymi lękami i demonami. Dorosła też do tego, aby zmierzyć się z samotnością, na którą sama się skazała.

Obok głównej bohaterki pojawia się galeria Innych: Celestyna będąca kiedyś Czesiem Pajączkiem, kociary wędrujące po całej Polsce (a może po świecie?), Marcin czy właściciel Króliczej Nory. Ci bohaterowie są inni. Dotknięci przez zło walczą z nim na różne sposoby, niosąc nadzieję, że dobro wciąż czasem wygrywa. Może to ich inność ocala, tkwiące w każdym przecież człowieku, dobro?

Powieść nie jest lekkim czytadłem. Zanurza czytelnika w lękach i brudach rzeczywistości. Ale takie zanurzenia czytelnicze są potrzebne, bo tylko w ten sposób można zdać sobie sprawę z kondycji współczesnego świata. A jest to świat pełen dewiacji (okrutne opisy pedofilii w powieści momentami odrzucają), szaleństwa spowodowanego traumami, zaślepienia i fanatyzmu, nieposzanowania wolności drugiej osoby. Autorka wzmacnia efekt opisu dzięki trzem przytoczonym rozmowom na forach internetowych. Zabieg potrzebny dla pełnego obrazu powieści. Jedynym zarzutem mogłaby być długość przytoczonych rozmów – w pewnym momencie nużą.

Bator współczesny świat prześwietla niezwykle dokładnie, a surowy wyrok, jaki wydaje, może przerazić czytelnika. Jednak zakończenie niesie nadzieję, że są ocaleni i dobro w świecie, mimo mroku, też jeszcze nie zaginęło. Ciemno, prawie noc mroczna, wypełniona refleksjami powieść - lektura obowiązkowa.

Joanna Bator, Ciemno, prawie noc, wyd. W.A.B., Warszawa 2013.


*Tytuł recenzji zainspirowany słowami jednej z postaci powieści.