Kiedyś przy piwie przyjaciółka
wyjęła z przepastnej torby książkę, mówiąc, że całkiem ciekawa. Jakiś czas
później, gdy zanurzałam się w głąb biblioteki, wpadły mi w oko Przeklęte, zaklęte Ireny Matuszkiewicz.
Przypomniała mi się wspomniana rekomendacja i wypożyczyłam. W końcu babskie
pisanie złe bywa tylko czasami.
Powieść jest podzielona na kilka
opowieści. Każda z nich dotyczy kobiet wywodzących się z jednej rodziny. Poznajemy zatem
Marcjannę Mojtę, jej córki Eleonorę i Zosię, wnuczkę Mirę oraz prawnuczkę
Agnieszkę. Co oprócz więzów krwi łączy te kobiety? Urok rzucony na ród kobiecy
przez starą Cygankę - począwszy od Marcjanny żadna przez pięć pokoleń
nie zazna szczęścia z mężczyzną, którego pokocha, a i życie będzie wieść trudne
i niepozbawione kłopotów. Łączy je również siła, jaką każda posiada i którą każda wykorzystuje z lepszym bądź gorszym efektem.
Niewątpliwą zaletą jest
osadzenie powieści na przestrzeni około 100 lat. Z każdą przeczytaną stroną czytelnik
dowiaduje się zatem nie tylko o losach bohaterek (z różnych perspektyw), ale i
obserwuje zmiany zachodzące w Polsce. Nawet po belfersku zaczęłam się
zastanawiać, czy dzięki temu Przeklęte,
zaklęte nie byłyby dobrą lekturą
dodatkową. W jakiejś sfeminizowanej klasie może i tak…
Bardzo ciekawy jest zamysł
kreowania kobiecych postaci. Bohaterki wywodzą się z rodziny chłopskiej, ale z
każdym pokoleniem postępują o krok dalej i jedynie Marcjanna pielęgnuje w sobie
przywiązanie do ziemi. Każda z kobiet podchodzi również inaczej do zdobywania
wykształcenia, choć trzeba zaznaczyć, że każda z bohaterek nosi w sobie głód
wiedzy i poznawania czegoś raczej niedostępnego ze względu na ich pochodzenie. Dopiero jednak Mira
ma szansę (i być może determinację), by ukończyć studia. Najwięcej sympatii zyskała u
mnie Zosia, siostra Eleonory. Początkowo uznawana za trzpiotkę stała się mądrą i
cieszącą się życiem kobietą. To właściwie ona odważnie stawiła czoło losowi
(czy klątwie?) i mimo problemów czy niepowodzeń, nie straciła pogody ducha.
Nieco żałuję, że w powieści jest raczej tłem dla innych bohaterek.
Interesujące są również wpisane w
życie postaci rozważania na temat losu. Czy rzucona klątwa przez starą
Cygankę rzeczywiście determinowała losy kobiet? Na to pytanie stara się odpowiedzieć jedna z
bohaterek – Agnieszka – twierdząc, że to jej prababka, babka, ciotka i matka
podejmowały takie wybory, aby rzeczywiście wypełnić klątwę tkwiącą w ich
głowach. Mimo to w powieści nie ma jednoznacznej odpowiedzi i wszystko zależy
od tego jak na życie i świat patrzy każda z czytelniczek.
Przeklęte, zaklęte do ambitnej literatury nie należą, ale mają
swoje zalety w postaci kreacji bohaterek i ciekawej formy narracji. Poza tym powieść
skłania (przynajmniej mnie) do zadawania pytań dotyczących wyborów, jakich
dokonuje w swoim życiu każdy człowiek oraz do zastanawiania się skąd tak naprawdę bierze się siła kobiet...?
Irena Matuszkiewicz, Przeklęte, zaklęte, wyd. Prószyński i
S-ka, Warszawa 2007.