Nie wstydzę się
tego, że czasem czytuję historie lekkie i przyjemne, zwane babskim pisaniem. Uważam
wręcz, że niekiedy bywają lekiem na zło życia codziennego. I tak, wystukując te
słowa na zamierającym ze starości laptopie, jestem już w trakcie drugiej
lektury tego typu. Pierwszą była Podróż
do miasta świateł. Róża z Wolskich Małgorzaty Gutowskiej- Adamczyk, znanej
z serii Cukiernia pod Amorem. I jak
wcześniejsze powieści tej autorki dosłownie pożarłam, oblizując ze smakiem palce, tak tu napotkałam
pewne opory w postaci ości. Niewielkich, ale jednak utrudniających smakowanie lektury.
W Podróży do miasta świateł czytelnik
porusza się w dwuwymiarowej czasoprzestrzeni. Ma okazję poobserwować
dziewiętnastowieczny Paryż i życie Róży Wolskiej oraz może też zajrzeć do
Gutowa 2011 roku. Z czasów bliższych czytelnikowi postacią w centrum
zainteresowania jest Nina, doktor historii sztuki. Do Gutowa przygnał ją
obowiązek rodzinny – pogrzeb ciotki, siostry jej matki. Zatrzymując się w
pałacu przerobionym na hotel, poznaje jego właścicielkę – Igę Toroszyn. I za
sprawą jej i tajemniczego obrazu młoda kobieta angażuje się w próbę odkrycia zagadek z życia Róży Wolskiej.
Bardzo ciekawa
jest forma prowadzenia narracji – dwutorowa, wymagająca od czytelnika koncentracji. Na uwagę zasługuje również kreacja wspomnianej już Róży. To
kobieta dążąca do wolności, odkrywająca kobiecość i wyzwalająca tę kobiecość z
konwenansów otaczającego świata. To artystka wkraczająca do świata
zdominowanego przez mężczyzn – malarzy. To w końcu córka, której relacja z
matką jest pełna napięć i prób dominacji. Z drugiej strony autorka daje
czytelnikowi do porównania współczesną Ninę. Młodą kobietę, która obawiając
się, że nie podoła, zrezygnowała na samym początku ze studiowania na ASP. Wybrała
kierunek bezpieczniejszy i rzeczywiście się w tym świecie odnalazła. Jest
również córką poddającą się, momentami wręcz obrzydliwym, manipulacjom matki. To przez absorbującą
uwagę matkę Nina nie jest w stanie utrzymać dłużej związku z żadnym mężczyzną.
Porównując Ninę i Różę, bardzo szybko zauważa się, że to kobieta żyjąca w XIX
wieku jest odważniejsza i bardziej samodzielna. To właśnie Róża jest bardziej
świadoma siebie i swoich pragnień, a Nina (mimo że żyje w łatwiejszych dla
kobiet czasach) wędruje przez życie, stawiając kroki tam, gdzie wskaże matka. I
mimo pojawiającej się świadomości o byciu manipulowaną pozostaje raczej bierna.
Niemniej, opisane w powieści relacje matek i córek są przedstawiane
konsekwentnie i bez wrażenia sztuczności.
To jednak niewiele,
by mój apetyt został zaspokojony. Po lekturze pozostał pewien niedosyt i
rozczarowanie. Narracja momentami była trudna do przełknięcia, a pewne
rozwiązania opisywanych sytuacji zdawały się mało wiarygodne. Największe
zdumienie wzbudziło we mnie zakończenie romansu Niny i Miłosza. Zakończenie
sprowokowane przez matkę kobiety. I mimo że trochę już moje oczy widziały
absurdów i zła w świecie rzeczywistym, to trudno mi jako czytelnikowi przyjąć
takie rozwiązanie sytuacji. Jeśli trafię jesienią w bibliotece na kolejny tom,
to pewnie się skuszę. Jednak nie mogę powiedzieć, że mnie Podróż do miasta świateł zachwyciła czy rzuciła na kolana. Z tej
czytelniczej podróży wróciłam nieco zmęczona, lekko znudzona i, o zgrozo, stęskniona za męskim pisaniem.
Małgorzata
Gutowska-Adamczyk, Podróż do miasta
świateł. Róża z Wolskich, wyd. Nasza Księgarnia, Warszawa 2012.