Ważne informacje i terminy



6 sierpnia 2014

Feministka też matka

Jestem feministką (nie działającą aktywnie w żadnej organizacji – póki co). O tym wiedzą chyba wszyscy przebywający w mojej przestrzeni. Niektórzy traktują to jako moją wadę – do czego się przyzwyczajam, ale nie akceptuję. Uważam, że bycie świadomą kobietą i świadomym człowiekiem to zaleta. Nie jestem matką, jednak po Matkę feministkę Agnieszki Graff sięgnęłam z ciekawości. Wzmożonej po przeczytaniu wywiadu z autorką.

To książka z zawartością ciekawą. I nie tylko przeznaczona dla kobiet, choć o kobietach w większości traktująca. Czy może o roli, którą większość kobiet w życiu odgrywa – o roli matki.
Zebrane w Matce feministce teksty są ważne, bo traktują o problemach dotyczących całej rzeszy kobiet i ... mężczyzn. Graff odważnie krytykuje podejście wielu feministek do tematu macierzyństwa i rodzicielstwa w ogóle. Rzeczywiście, jest to temat ignorowany, wyśmiewany lub okraszany pogardą. A feministki matkami też są, nie tylko bywają.

Autorka obala w swoich tekstach mit, jakoby kobieta z natury wiedziała, jak zajmować się dzieckiem (lub osobą starszą czy schorowaną). Domaga się (nie bezzasadnie przecież), aby mężczyźni zakasali rękawy i uczestniczyli w życiu rodzinnym aktywniej. Ale zwraca uwagę, że kobiety też muszą oddać nieco pola swoim partnerom. I to jest mocną stroną tej książki. Autorka nie biegnie ślepo w radykalne tony feministyczne. Nie pali staników, nie wini za całe zło mężczyzn. Racjonalnie przedstawia, jak się ma rzeczywistość. A ma się nie najlepiej. Jeden z wniosków jest jasny: mamy niż demograficzny nie przez feministki (one nie mają takiej mocy rażenia), a przez nieodpowiednie zaplecze dla przyszłych matek – to one najczęściej muszą zrezygnować z kariery zawodowej, ryzykują brakiem możliwości powrotu na rynek pracy. Ponadto pomoc w opiece jest znikoma, zarówno ze strony części męskiej jak i państwa.

Jest trochę w Matce feministce tekstów o radościach bycia matką. Te fragmenty wskazują, że feministki być matkami chcą i potrafią. Ale znajdą się w książce rozgoryczenia spowodowane taką a nie inną sytuacją rodziców w kraju. To tu również Graff wskazuje na brak miejsca dla rodziców w przestrzeni miast, ulic, restauracji. Wprawi czytelnika w zastanowienie, jak z tą rolą matki Polki jest. Hołubiona czy ignorowana lub traktowana z pogardą? I gdzie jest w tym całym zamieszaniu ojciec? Jaką rolę pełnić by mógł, a jaką pełni zmuszony rzeczywistością? 

Teksty, na które składa się Matka feministka są ciekawe i potrzebne. Graff zmusza do pochylenia się nad, wydawałoby się, całkiem prozaicznymi tematami. Wskazuje, że feminizm to niekoniecznie budowanie wizerunku superwoman, ale rozmowa (i odpowiednie działania) o prawach kobiet-matek i ojców, którzy powinni mieć szansę tymi ojcami być. 

Kiedyś ktoś mi powiedział, że przestanę być feministką, gdy stanę się matką. Nie sądzę. Na pewno ta rola zmieniłaby moje życie – byłabym głupcem, twierdząc, że nie. Ale nie przestałabym być człowiekiem i kobietą. Zostałam wychowana w rodzinie, w której kobiety zawsze miały prawo wypowiadania się na tematy ważne i zawsze z tego prawa korzystały. A ja, ich wnuczka, idę w pielęgnowaniu swojej wolności zapewne jeszcze dalej. Refleksje po tego typu lekturach zawsze wywołują we mnie wdzięczność o takie a nie inne fundamenty do budowania własnej człowieczej (i kobiecej) świadomości. Matka feministka uświadamia dodatkowo, jak wiele jest do zdziałania w sferze tak chętnie ignorowanej przez wielu – w sferze opieki. Stawia pytania o role matek, ojców oraz państwa. Wskazuje na konieczność szukania odpowiedzi i rozwiązań dla nowego modelu, jakim jest rodzicielstwo (już nie macierzyństwo). Pozycja książkowa potrzebna i godna czytelniczej uwagi.



Agnieszka Graff, Matka feministka, wyd. Krytyki Politycznej, Warszawa 2014.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz