Zima panoszy się
nieprzyjemnie, dlatego chcąc poprawić humor, zwróciłam się o pomoc do Zygmunta
Miłoszewskiego i sięgnęłam po Ziarno
prawdy. Kontynuacja Uwikłania nie
rozczarowała, a wręcz umiliła zimne wieczory.
Tym razem
Miłoszewski umieścił akcję w urokliwym Sandomierzu. Teodor Szacki po rozwodzie
postanowił osiąść tu na stałe i objąć stanowisko prokuratora. Bardzo szybko
okazuje się, że życie poza wielką, przepełnioną miejskim gwarem
Warszawą wcale nie jest takie wspaniałe. Praca prokuratora sprowadza się do
banałów, od których wieje nudą na kilometr. Również życie towarzyskie Szackiego
cierpi - obcy w Sandomierzu, zostawił przyjaciół, znajomych i córkę w
Warszawie. Znalazł tu sobie co prawda rozrywkę dla dorosłych w postaci pięknej
Klary, ale nie traktuje jej poważnie i właściwie pragnąłby się jej pozbyć. W
międzyczasie zalicza noc z ponętną panią sędzią, która w bliższym kontakcie
traci znacznie na atrakcyjności. Pojawia się jeszcze jedna kobieta i jestem
bardzo ciekawa, czy ten wątek zostanie podjęty w kolejnej części, czy może
Szacki tak po męsku coś zaprzepaści…
Niemniej Ziarno prawdy to nie romanse i problemy
sercowe prokuratora a śledztwo. Otóż, nudne, według Szackiego, życie w
Sandomierzu kończy się wraz z odnalezieniem zwłok. Ofiarą jest Elżbieta Budnik,
sandomierska społecznica, anioł dobroci i życzliwości, żona sandomierskiego
radnego i kochanka biznesmena z tego samego miasta. Podejrzanym początkowo
staje się mąż zamordowanej, ale i on wkrótce ginie i bynajmniej nie jest
ostatnią ofiarą. Szacki musi zmierzyć się nie tylko z rozwikłaniem zagadki tajemniczych
morderstw, ale i z otoczeniem, w którym wszyscy wszystkich znają i nie silą się
na obiektywizm. Pomocnikami w ściganiu mordercy stają się początkowo niechętna
Szackiemu prokurator Barbara Sobieraj oraz stary policjant Wilczur.
Wyjaśnienie
sprawy łatwe nie jest, zwłaszcza że wszystkie tropy pozostawiane przez mordercę
prowadzą do legend o żydowskim rytuale krwi. Sprawą zaczynają się interesować
media i biuro prokuratora, z Szackim na czele, musi dodatkowo uważać, by nie
wyjść na antysemitów. W każdym razie blady strach tkwiący w podświadomości
sandomierzan pada na całe miasto, wywołując bardzo skrajne postawy.
Dzięki
utrzymywanemu wciąż napięciu Ziarno
prawdy czyta się wręcz z wypiekami na twarzy. Na kolejnych stronach
zaskakują czytelnika nowe fakty, a rozwiązanie sprawy jest niespodziewane. Do
mocnych stron należy dodać również (ponownie) kreację prokuratora. Teodor
Szacki jest i w tej powieści chwilami zrzędliwym, ale powalająco wnikliwym i
inteligentnym prokuratorem. W potknięciach typowo męskich jest tak uroczo
wiarygodny, że trudno się w tej postaci tak po czytelniczemu nie zabujać. Poza
tym Miłoszewski w znakomity sposób oddał życiowe zagubienie bohatera
wynikające z kryzysu wieku średniego. I
chyba właśnie dzięki temu, że główny bohater nie jest idealny, trudno go nie
polubić.
Ciekawym wątkiem
jest ukazanie problemu (poruszanego przecież już wielokrotnie) relacji
polsko-żydowskiej oraz miasteczkowej mentalności. I może to za sprawą narracji
lub gatunku, ale uważam, że wszelkie obserwacje są do przełknięcia raczej dla każdego. Nie można również nie wspomnieć o rozprawieniu się autora z mechanizmami mediów oraz o pojawiających się dygresjach dotyczących popkultury - wybornych i okraszonych ciętym poczuciem humoru.
Ziarno prawdy polecam zatem każdemu, kto
ma ochotę na dobry kryminał trzymający w napięciu do ostatniej strony. A ja (nie)cierpliwie czekam na kolejną część…
Zygmunt
Miłoszewski, Ziarno prawdy, wyd.
W.A.B., Warszawa 2011.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz