Zgodnie z zapowiedzią publikuję jeden z dwóch tekstów uczennic klasy I B SAG, który łamie konwencję baśni. Drugi o Roszpunce niebawem na polskowieniu.
Tekst trzeciej uczennicy został opublikowany na biblioteczno-polonistycznym:
Zapraszam do lektury,
Kasia Bębenek, nauczyciel języka polskiego
Kopciuszek?
Pewnemu
człowiekowi zachorowała żona umiłowana; czując zbliżającą się śmierć,
przywołała do siebie córkę jedynaczkę i rzekła do niej:
-
Dziecko ukochane, pamiętaj, urok osobisty ponad wszystko. Bóg dał ci urodę, więc
ją wykorzystaj.
To
rzekłszy, zamknęła oczy i umarła...
Dziewczynka
chodziła codziennie na grób matki i płakała. I tak nadeszła zima, śnieg okrył
mogiłę białą chustą, a kiedy z wiosną spłynął, ojciec sieroty poślubił inną
kobietę.
Druga
żona przywiozła z sobą dwie córki o pięknych i gładkich twarzyczkach, lecz za
to o czołach nieskalanych żadną
myślą i pustych oczach. Dziewczyna natychmiast zdała sobie sprawę ze swojej
przewagi wobec przyrodnich sióstr i ich największej słabości – próżności. Dla
biednych dziewcząt nastały smutne czasy.
Wkrótce
zaczęło brakować pieniędzy. Dwie siostry tyle wydawały na suknie, perfumy i biżuterię, że macocha
musiała wyjechać daleko, do Ameryki, by zarabiać pieniądze. Sprytna dziewczyna
widziała w nieobecności kobiety swoją szansę i wraz z upływającym czasem,
sprawiała, że przyrodnie siostry z godziny na godzinę robiły się coraz bardziej
głupiutkie. Do tego niecnego posunięcia wykorzystała… komputer i dostęp do
Internetu. Kluczyk do domowej biblioteczki nosiła zawiązany na rzemyku na szyi.
W chwilach szczególnego ogłupienia zmuszała je do wykonywania prac domowych.
-
A dlaczego, moje głupie gąski, siedzicie ze mną w pokoju? – mówiła. - Kto chce
jeść chleb, ten musi na niego zarobić! Precz, dziewki kuchenne, do roboty!
Odebrała
im wszystkie piękne suknie, a odziała w jakieś stare, szare łachmany i dała im drewniane trzewiki.
-
Popatrzcie, jak się te dumne księżniczki wystroiły! - zawołała i zaprowadziła
je ze śmiechem do kuchni. Biedactwa! Musiały teraz od rana do nocy ciężko
pracować, wstawać o świcie,
nosić wiadrami wodę, prać, rozpalać ogień w kominie i gotować jedzenie... Przy
tym siostra dokuczała im ciągle, robiła przykrości, jakie tylko zdołała
wymyślić, wyśmiewała się z nich, pewna, że są tak głupie, iż nie mają uczuć. Tu
jednak omyliła się, gdyż nawet najmniej rozumna istota ludzka ma uczucia.
I
tak, wsypywała do popiołu groch i soczewicę, a biedne dziewczyny wybierając nasiona,
nie raz siedziały do późnej nocy. Wieczorem, zmęczone po pracy, nie posiadając
łóżek, kładły się obok komina, zagrzebując się dla ciepła w popiele... I
dlatego każda z nich była zawsze brudna i zasmolona; przezwano je więc
Kopciuszkami.
Ojciec
złej dziewczyny był człowiekiem uczciwym i dobrym, ale ślepym na poczynania
córki. Pewnego razu wybierając się na jarmark, zapytał pasierbic, co im
przywieźć.
-
Piękne suknie - odrzekła jedna.
-
Perły i drogie kamienie - dodała druga.
- A
ty czego chcesz, córko? - zwrócił się ojciec do rodzonej córki.
-
Przywieź mi, ojczulku, czarny spory kociołek, którym da ci w łeb nieżyczliwy
sprzedawca, kiedy będziesz powracać - odrzekła.
Kupił
ojciec na jarmarku dla pasierbic piękne suknie, perły i drogie kamienie, a
kiedy w
powrotnej drodze Stary John, o którym już dawno wiadomo, że postradał zmysły,
bez namysłu
cisnął w niego własnym towarem, podniósł kociołek z ziemi i zabrał ze sobą.
Powróciwszy do domu, dał Kopciuszkom to, czego sobie życzyły, a córce kociołek.
Zdarzyło
się, że król zapowiedział wielką zabawę, która miała trwać jeden wieczór. Rozesłano
zaproszenia do wszystkich młodych i ładnych panien w całym kraju, aby syn
królewski mógł sobie wśród nich wybrać żonę. Wiedziała o tym już wcześniej zła
dziewczyna, dlatego poprosiła ojca o kociołek. Zobaczyła w tym
wydarzeniu szansę – postanowiła rozkochać w sobie królewicza i do kresu swych dni
żyć w luksusie. Przyszło także zaproszenie do obydwóch sióstr, z czego
uradowały się wielce.
Dziewczyna
jednak ani myślała pozwolić przyrodnim siostrom iść na bal. Była, co prawda, pewna swojej urody, ale nie chciała ryzykować. Postanowiła potrzymać
siostry w
niepewności.
-
Pójdziecie na bal – obiecywała. - Uczeszę was zaraz jak najpiękniej, oczyszczę
wam trzewiki, by błyszczały jak zwierciadło, i pozapinam sprzączki. Pod
warunkiem, że …
Siostry
patrzyły na nią pytająco, a ona odpowiedziała:
–
Pod warunkiem, że wybierzecie wszystkie ziarna soczewicy i grochu z popiołu w
przeciągu jednej godziny!
Usłuchały
tego rozkazu, ale zapłakały przy tym, gdyż wiedziały, że czasu jest za mało i
nie pójdą na bal. W duchu przeklinały złą przyrodnią siostrę oraz dzień, w
którym matka wyjechała za granicę.
Tymczasem
ściemniało się. Dziewczyna wybiegła do lasu, zabierając ze sobą kociołek.
O
rzeczach, które tam wyczyniała, opowiem Wam tylko pokrótce, gdyż wątpię, że
uwierzycie
mi
na słowo...
Nad
grobem matki ustawiła kociołek i nastawiła tajemniczego wywaru, szepcząc
przeróżne zaklęcia. Mówiła coraz głośniej i wścieklej. Zaczął wyć wiatr.
Zapadła ciemność. Zza drzew wychodziły różne zwierzęta, powróciły do życia
postaci tak straszne, że nie chciano ich nawet w piekle. Rozpętał się chaos. Wieśniacy
mieszkający nieopodal siedzieli cichutko, przerażeni widokiem lasu, który
zdawał się stanąć niemalże w płomieniach. Nawet wiele lat później mówiono, że
tamtej nocy szatan okropne nocne wyprawiał tam harce, że słychać było szydercze
okrzyki, a między drzewami, przy wielkim ognisku tańczyły ubrane w biel
postacie, sprawiające wrażenie… przezroczystych. I nie było ani jednego
śmiałka, który zawiadomiłby o rzekomym pożarze lasu.
Wiedząc,
że siła demonów nie stanowi potęgi, dziewczyna zebrała ich tamtej nocy jak
najwięcej. Tak wielka była jej żądza bogactw i tak była zaślepiona. I...
nieszczęśliwa, bo chyba się ze mną zgodzicie, że człowiek szczęśliwy nie posuwa
się do takich uczynków.
Chciała, by pilnowały, jej dwóch sióstr, aby te nie wymknęły się czasem na bal…
Zamknąwszy
siostry w komórce pod schodami, sama ubrała się w suknię tak piękną, że nie
starczyłoby godnych przymiotników, by ją opisać. Włożyła także złote buty i
rozpuściła wspaniałe, czarne loki. I udała się do pałacu.
Królewicz
z jakimś szanownym jegomościem witał przybyłe damy na schodach pałacu.
Dotychczas żadna z panien nie wpadła mu w oko. Znudzony, oparł się o ścianę i
przymknął oczy. Jegomość szturchnął Królewicza, który z powrotem się wyprostował. Wtem zobaczył idąca ku schodom przepiękną dziewczynę. Szybko wyjął
kieszonkowe lusterko z kieszeni i skontrolował pobieżnie twarz.
Uśmiechnął się czarująco i poprawił wystudiowanym gestem grzywkę. Gdy
dziewczyna podeszła bliżej, poderwał się i uprzedzając poważnego jegomościa,
wziął ją za rękę, mówiąc:
–
Siemasz, mała. Masz może mapę, bo zgubiłem się w twoich oczach?
Zatańczył
z nią. Nie chciał już z nikim tańczyć, nie puszczał jej ręki i kiedy ktokolwiek
zbliżał się, aby zaprosić ją do tańca, mówił:
–
Wolnego stary, to moja lala!
Późno
w nocy, gdy zakończył się bal, wyszli razem do królewskiego ogrodu. Królewicz
objął dziewczynę, a ta myślała, że chce złożyć na jej ustach pocałunek,
tymczasem… błysnął flesz.
–
Ale... - zaczęła zdziwiona.
–
Czekaj, mała, ogarniam nowe profilowe - odparł, wpatrzony w ekran iPhona.
–
Myślę, że po tym, jak tańczyłeś ze mną cały wieczór i cały dwór uważa, że mamy się
ku sobie powinieneś… poprosić mnie o rękę - powiedziała swobodnie, uśmiechając się
zalotnie. – W przeciwnym razie...
–
Już dwadzieścia osiem lajków!!! Sorry, złociutka, mówiłaś coś? - Królewicz
przypomniał sobie o jej istnieniu.
Spojrzała
na niego wyczekująco.
–
Byłbym zapomniał! - odparł i sięgnął do kieszeni. Wyjął małe, czerwone gustowne
puzderko i wręczył dziewczynie. Uradowana, szybko ujęła pudełeczko w dłonie.
Rumieńce
wystąpiły na jej twarz, a oczy zabłysły. Jakież było jej zdumienie, gdy
zobaczyła, że w pudełeczku jest...
–
Kartka papieru?! Co to ma być?! Co to ma być, ty hultaju?! - krzyczała,
machając mu świstkiem papieru przed oczyma.
–
Jak to co? - Królewicz był szczerze zdziwiony. - Mój numer GG. Chyba nie
myślałaś, że coś innego. Ja tam nie lubię stałych związków. Tego kwiatu jest
pół światu! Nie bierz sobie tego do serca, mała. Adiós! - to mówiąc, przesłał
jej całusa i chciał obrócić się na pięcie, aby odejść. Nie zdążył. Wściekła
dziewczyna bez namysłu trzasnęła go w twarz. Zamrugał oczyma.
–
Spokój, mała, spokój! Jutro nagrywam reklamówkę żelu do włosów!!! Muszę
przecież jakoś wyglądać! - mówił, wycofując się powoli. Poczuł się niepewnie. A
dziewczyna nie wyglądała już tak pięknie. Rumieńce ustąpiły miejsca czerwonym
plamkom, pięści zacisnęła tak mocno, że zbielały jej kostki. Oddychała szybko,
usta jej posiniały.
–
To… Ja już pójdę.... Cześć! - Królewicz rzucił się biegiem przed siebie, w
stronę Arony, konia ojca, która wolno przechadzała się na pastwisku.
–
Wracaj, ja jeszcze z tobą nie skończyłam, ty draniu!!! - dziewczyna pognała za
nim, ale on był szybszy. Wskoczył na konia i szybko popędził przed siebie. Ona
pozostała daleko w tyle.
Pędził uśmiechnięty ku gwiazdom. Mijał pola, które
otaczały pałac. Pola, gdzie rosła leszczyna. Na jednym z krzaków usiadły dwa
białe gołąbki i zaśpiewały trzy razy:
–
Prowadź prosto koniczka!... Krew ci leci z policzka!
Po
czym sfrunęły i usiadły Królewiczowi na ramionach, a ten już chciał ustawić
sobie nowe
zdjęcie profilowe, gdy przypomniał sobie, że nie umie jeździć konno…
Koniec
Agnieszka Górska, I B SAG