Wiele się mówi o bohaterstwie
żołnierzy jadących na wojnę, o niebezpieczeństwach czyhających na
korespondentów wojennych. Często się czyta z wypiekami na twarzy reportaże
powstające tuż po lub w trakcie wypraw, często w ekstremalnych warunkach. I równie często zapomina się o
towarzyszkach życia żołnierzy czy korespondentów wojennych. Tę drugą stronę
monety raczej się pomija milczeniem, zostawia za kulisami. O tej drugiej stronie
opowiedziała Grażyna Jagielska. Miłość z
kamienia. Życie z korespondentem wojennym jest długim,
intymnym zwierzeniem raczej z cieni niż blasków życia z korespondentem
wojennym. Autorka dzieli się z czytelnikiem
tą stroną życia, o której jej mąż w swoich reportażach nie pisze – nie tego
zresztą oczekuje się po tym gatunku.
Narratorka Miłości z kamienia od pierwszego zdania określa swoją sytuację – od
trzech miesięcy znajduje się w klinice psychiatrycznej z rozpoznaniem stresu
bojowego. Swoją opowieścią dzieli się z czytelnikiem za pośrednictwem słuchacza
poznanego w klinice, Lucjana. To często sytuacje z powrotów męża z różnych
wojen i jego dzielenie się okrutnymi historiami i tragediami ludzi, których duchy później
nawiedzają narratorkę. Okazuje się, że małżonkowie żyją w pewnego rodzaju
symbiozie. On – czerpie siłę i poczucie stabilizacji i dzięki temu może jeździć
w wiele niebezpiecznych miejsc. Ona – nie jest w stanie odejść ani
zaprotestować, przyjmuje jego lęki i niepokoje.
Warto zauważyć, że autorka
zestawiając przeżycia kobiety i opowieści mężczyzny, osiągnęła ciekawy efekt.
Otóż w międzyczasie gdy mąż opowiada swoje historie (często nimi
zafascynowany), ona albo zmaga się z codziennymi sprawami, albo stara się nie
umrzeć z niepokoju. Jednocześnie
zauważa, że ta niecodzienna praca męża oddziela ją od niego. By temu zaradzić
przez moment towarzyszy jemu w krajach ogarniętych wojną. Oboje widzą jednak,
że jej obecność tam nie jest możliwa. Zburzona zostaje ta podstawa, dzięki
której on może pracować lub raczej trwać w uzależniającej pasji.
Nie kryję, że ogólnie pojęta
intymistyka w literaturze mnie pociąga i fascynuje. Niedawno przeczytałam
gdzieś (chyba w Odrodzonej Sontag), że
człowiek lubi być podglądanym. Ale i lubi podglądać. Jednocześnie czytając Miłość z kamienia, czułam chwilami, że wkraczam w czyjąś przestrzeń
i oceniam, nie przestając być intruzem. Może właśnie to mnie tak pociąga – być pozornym
intruzem, jednocześnie mając pozwolenie na przyglądanie się czyimś myślom?
Poza tym zainteresowało mnie coś
jeszcze, co wygląda z kart książki Jagielskiej. Rola jaką przyjmuje na siebie
kobieta – pocieszycielki, dającej siłę swojemu mężczyźnie idącemu na wojnę. Taka
kobieta musi dzielnie trzymać się aż do momentu zamknięcia za nim drzwi.
Dopiero wtedy może okazać lęk, a i to nie zawsze. Miłość z kamienia pokazuje, że czasem społecznie, kulturowo
narzucanych nam ról nie da się odrzucić, ale i nie da się nieść bez słowa
skargi. To uskarżenie się niekoniecznie zostanie zwerbalizowane, czasem pojawi
się w nieco innej, bardziej
demonicznej postaci.
Grażyna Jagielska, Miłość z kamienia. Życie z korespondentem
wojennym, wyd. Znak, Kraków 2013.