Ważne informacje i terminy



29 października 2010

zima tuż tuż

Dobry wieczór.
Z przykrością stwierdziłam, że tak zwana technika chyba mnie nie lubi. Jakimś cudem usunęłam wpis o Szymborskiej. Choć to pewnie moje gapiostwo niż antypatia wyżej wymienionej. ;)
Nadrobię to - na dniach po prostu jeszcze raz spiszę kilka słów o tej poetce. I może od razu o wrażeniach z wysłuchanej audycji.

Czy macie tak, że dani wykonawcy, płyty, piosenki kojarzą Wam się z wybraną porą roku? Ostatnio zauważyłam, że dane momenty, miesiące kojarzą mnie się z wybranym wykonawcą, albumem lub utworem. Oczywiście jak tylko je "usłyszę" w głowie, biegnę szybko odtworzyć oryginały.

I tak od dziś znowu słucham Stinga i jego zeszłorocznej chyba płyty - "If On a Winter's Night". Nie jestem ekspertem muzycznym, ale za to drobnym eksperymentatorem słuchaczowym (wybaczcie zabawę słowami).
Lubię smakować różnych typów, poznawać - to chyba stosuję do życia w ogóle, a przynajmniej staram się. Sięgam czasem po recenzje wydań płytowych. Czasem, ponieważ nie lubię wyrabiać opinii na podstawie ocen innych ludzi. Lubię sprawdzać sama. :)
Na potrzeby tego wpisu przejrzałam recenzje i cóż - nie są pozytywne.

Stinga chyba każdy zna. Ta płyta na pewno pokazuje tego wykonawcę w innym świetle. Nie ma tu kawałków, o które zabijałyby się stacje komercyjne. Myślę, że to muzyka na zimowe wieczory. Większości nie podoba się melodia płyty, utwory - bo to nie jest ten znany rockowy Sting. I na pewno tym wydaniem trafił do mniejszości.
Niemniej mnie odpowiada na nadchodzący czas - melancholie, zimno, niebawem śnieg. Ta płyta pasuje do tego okresu. I na pewno nie wystarczy jej wysłuchać raz.
Taki odbiór tego albumu skłonił mnie do zastanowienia się nad czymś jeszcze. Może ta niechęć wiąże się z tym, że ludzie przyklejają etykietki? Może dlatego, że my nie potrafimy się otworzyć na zmiany i trudno nam zaakceptować inność? Oczywiście ostatni akapit nawiązuje nie tylko do muzyki Stinga, ale do życia w ogóle. :)
Może należy dać szansę temu co nowe? Nawet jeśli przychodzi wbrew naszej woli.
Wraz z tym pytaniem (skłaniającym mam nadzieję do choćby krótkiej refleksji) zostawiam Wam, Drodzy Czytacze, jeden z utworów Stinga z jego zimowego albumu (smyczki tam to cudo :))



Dobrej nocy.

21 października 2010

konkurs poetycki

Dzień dobry.
Dziś krótko i na temat.
Przed chwilą znalazłam wiadomość o I Pomorskim Konkursie Poetyckim dla dzieci i młodzieży.
Jeśli ktoś byłby zainteresowany: http://www.centrumkulturygdynia.org/mod/news/id/149/


Miłego popołudnia :)

14 października 2010

O co ten hałas?

Dobry wieczór Czytacze.
Jestem świeżo po wizycie w teatrze. Pomyślałam, że spiszę tu przemyślenia związane z obejrzaną sztuką, nawiązując przy tym do tekstu literackiego.
Dziś na warsztacie Shakespeare (właściwie cały tydzień mam na wskroś shakespeare'owski) i jego "Wiele hałasu o nic".
Gatunek: komedia.
I jak to zazwyczaj u Shakespeare'a bywa (ale nie zawsze!) tematem tej sztuki jest między innymi miłość. Oczywiście uogólniłam, ponieważ dziś chciałabym szczególnie skoncentrować się na tym problemie.
Beatrice i Benedick. Para bohaterów ślubująca życiu w samotności, odgradzająca się od małżeństwa. Przerzucają się inwektywami, dogryzają sobie nawzajem.
Interesuję się obrazem kobiet w literaturze, dlatego to Beatrice mnie intryguje za każdym razem, gdy czytam tę komedię.
Beatrice - kobieta z charakterem. Silna, odważnie wyrażająca swoje zdanie, opinie. Jest to ciekawa postać ze względu historycznego. Przecież kobiety z czasów Shakespeare'a nie miały prawa właściwie do własnego zdania. Do kreowania własnego życia. Beatrice jednak doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jako kobieta jest w pewien sposób ograniczona. Nie ma wstępu do świata mężczyzn - nie może wyrównać rachunków z Claudio. "Pragnienie nie przemieni mnie w mężczyznę, umrę więc kobietą w cierpieniu" powie do Benedicka tuż po tym, gdy honor, godność Hero zostały podważone.
Zastanawiam się nad motywami Beatrice. Dlaczego nie chce miłości? Niektóre jej słowa sugerują, że zwyczajnie boi się zaufać. Samotność z wyboru może być ucieczką przed zawodem. O mężczyznach mówi: "Lecz męskość rozpłynęła się w układnych ukłonach, waleczność przemieniła się w komplementy, a mężczyźni w języki, i to układne. Dziś ten tylko jest waleczny jak Herkules, kto powie kłamstwo i przysięgnie, że jest prawdą".
Ciekawa jest opinia bohaterki dotycząca ślubu i dalszego życia. Mówi swojej kuzynce: "...zaloty, zaślubiny i żal mają jak szkocki jig miarę i pięć taktów. Pierwszy krok jest gorący i spieszny jak szkocki jig, i równie jak on dziwaczny; zaślubiny, skromne i godne jako miara, pełne są powagi i dostojeństwa; później nadchodzi żal i na swych słabych nogach wpada w coraz szybszy taniec na pięć taktów, póki nie utonie w grobie."
Mimo dość gorzkich zdań o małżeństwie i mężczyznach, Beatrice zostaje usidlona. Manipulacja ze strony bliskich powoduje, że ona i Benedick zakochują się w sobie. Komedia oczywiście ma szczęśliwe zakończenie.
Zanim przejdę do kilku zdań o dzisiejszym spektaklu, chcę zaznaczyć, że "Wiele hałasu o nic" to coś więcej niż opowieść o historii miłosnej Beatrice i Benedicka.

Spektakl... zaskoczył mnie, ale też troszkę rozczarował. Bardziej niż troszkę. Utwory Shakespeare'a uważam za genialne. Nie znam chyba drugiego autora, który tak wspaniale pisałby o namiętności, pożądaniu, miłości, zawodach, nienawiści, żądzy władzy (choć pewnie to nieobiektywna opinia - mimo że dużo czytam, nie poznałam przecież jeszcze wielu uznanych pisarzy). Niemniej ten angielski dramaturg jest jedną z moich miłości :)
"Wiele hałasu o nic" na deskach TW było próbą włożenia komedii w nasze realia. Zero scenografii (jeśli nie liczyć parkietu ułożonego w romb), co właściwie mi nie przeszkadza. To pozwala skoncentrować się na tekście, grze aktorów. Współczesne stroje i taka muzyka jako tło do odgrywanych scen. Tutaj też nie mam zarzutów. Myślę, że w każda sztuka autora "Poskromienia złośnicy" może być dialogiem między jego czasami, a współczesnością. Wiele jednak zależy od reżysera i tego, jak on odczyta tekst. Co z niego wybierze. Jak już napisałam na początku, "Wiele hałasu o nic" to kilka problemów dziejących się obok siebie.
Reżyser TW skoncentrował się na problemie seksu (może to próba zwrócenia uwagi, czym przesycony jest nasz świat?) - przynajmniej ja to tak odebrałam. Szokujące mogą się wydawać wątki homoseksualne - zaintrygował mnie tok myślenia reżysera, prawdę mówiąc. Uderzyło mnie pocięcie tekstu oryginału i wyrzucenie ważnych fragmentów. Rozczarowała próba ukazania historii Benedicka i Beatrice. Z ciekawej, intrygującej, momentami zabawnej historii miłosnej wyszła papka przeszyta na wskroś seksualnością. Może to miało zaszokować?
Może to próba pokazania, że Shakespeare też jest dla mas (nie obrażając nikogo)?
Nie odgadłam wizji reżysera. Nie utożsamiłam się z nią. Nie czułam tej sztuki. I nie zgadzam się z interpretacją postaci (szczególnie Hero, którą w spektaklu odebrałam jako twardą, hardą dziewczynę - zupełne przeciwieństwo bohaterki shakespeare'owskiej).

Mimo rozczarowania myślę, że warto było zobaczyć próbę interpretacji tej sztuki. Obcowanie z literaturą w teatrze lub w kinie (widzieliście "Śluby panieńskie"?) uświadamia mi jak żywy może być tekst. I jak należy być ostrożnym, by nie przekłamać, nie przerysować.

W sobotę wybieram się na "Poskromienie złośnicy" - również na deskach TW. Tu przykrych niespodzianek nie będzie. Zobaczę spektakl po raz drugi i nie mogę się doczekać. Ten polecam wszystkim. Magia czaru :)


A na koniec - dziękuję moim byłym uczniom za zaglądanie tu i za te wszystkie miłe komentarze. Niektórzy z Was już wiedzą, ale: jestem znowu nauczycielem :) i też mi Was brakuje :)

Dobrej nocy.