Kilka dni temu
bez konieczności pakowania się oraz zmieniania przestrzeni przeniosłam się do
Gruzji. Przeniosłam się dzięki książce Anny Dziewit – Meller i Marcina Mellera.
Gaumardżos! Opowieści z Gruzji, jak
przyznają autorzy, spokojnie można nazwać gatunkowym gruzińskim szaszłykiem.
Dlaczego? Gdyż nie da się tej książki odpowiednio zaklasyfikować. Ma w sobie
i coś z reportażu, i z książki podróżniczej, a nawet może momentami służyć jako
innowacyjny przewodnik.
Gruzja z Gaumardżos! ma wiele twarzy. Przede
wszystkim jest gościnna, gościną inną niż nasza polska. Z ulicy można zostać
zabranym przez obcych do gruzińskiego domu i zostać posadzonym przy stole
uginającym się od różnych potraw i alkoholu. Takie uczty nie znają pojęcia czasu.
Gruzja z Gaumardżos! ma całkiem inne pojęcie czasu. Na spotkania Gruzini zazwyczaj stawiają się z godzinnymi lub
kilkudniowymi opóźnieniami. I nikt temu się nie dziwi, bo czas w Gruzji płynie
po prostu inaczej. To tu podczas wielodniowych uczt wygłaszane są bardzo długie
toasty, a wino zdarza się pić z dachówek lub lamp.
Najbardziej
zainteresował mnie rozdział o kobiecej stronie Gruzji. Typowo reportażowy tekst Anny
Dziewit-Meller jest w większej mierze spisem rozmów z
Gruzinkami, które twierdzą, że kutura macho w ich przestrzeni degeneruje się.
Kobiety w Gruzji uznawane za niezwykle piękne są również silne. I tę siłę
wielokrotnie na kartach historii udowadniały. I może biegają podczas tych sławnych
uczt wokół mężczyzn, donosząc półmiski i talerze, ale to nie
świadczy o ich uwięzieniu. Bo jak zauważa Dziewit-Meller, Gruzinki są świadome siebie
i swojej siły – i może właśnie to je wyróżnia i stawia na równi z ich mężczyznami.
Natomiast
ostatni tekst, autorstwa Marcina Mellera, powalił mnie razem z emocjami na
łopatki i długo nie mogłam się pozbierać. 6833
do Batumi traktuje o skutkach porwania samolotu przez grupę młodych
Gruzinów w 1983 roku. Dlaczego porwali? Jakie były tego konsekwencje i kto je
poniósł? Dlaczego ta historia potrafi jeszcze współcześnie poróżnić członków
jednej rodziny? Częściowe odpowiedzi na te pytania przynosi tekst Mellera.
Mocny. Wyrazisty. Pozostający w czytelniku jeszcze długi czas.
Autorzy przedstawili Gruzję oczywiście subiektywnie, ale i wszechstronnie. Najchętniej czytałam teksty pozbawione historycznych faktów, ale to z kolei moja całkiem subiektywna antypatia do zdań układających się w ciągi faktów, zdarzeń naszpikowanych datami i nazwiskami ważnych postaci. Niemniej, i te fragmenty doceniam, bo historycznie też nieco mogłam o Gruzji przyswoić. Bardzo wiele na stronach książki gruzińskiego jedzenia, alkoholu, muzyki i emocji, a dopełnieniem są fotografie, dzięki którym można podziwiać gruziński świat.
Mimo że mam w sobie jeszcze nie do końca rozbudzonego wędrowca, nigdy (nawet w wyobraźni) nie wypuszczałam się na wschód. Ale po przeczytaniu Gaumardżos! Gruzja
chyba stanie się jednym z moich punktów na prywatnej mapie podróżniczej…
Anna
Dziewit-Meller, Marcin Meller, Gaumardżos!
Opowieści z Gruzji, wyd. Świat Książki, Warszawa 2011.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz