Ważne informacje i terminy



15 listopada 2012

Pieśni, których już nikt nie zaśpiewa

Nie jest tajemnicą, że jeśli jakaś książka traktuje o losach kobiet, to mnie bardzo interesuje. Połączenie reportażu z podróży i opisu losu kobiet sprawiło, że z zainteresowaniem zajrzałam do Pieśni Aborygenki autorstwa Ros Moriarty. I przyszło lekkie rozczarowanie. Właściwie powinnam chyba denerwować się na polskie wydawnictwo i mylny tytuł oraz opis na okładce niż na autorkę. Oryginalny tytuł brzmi nieco inaczej i inne byłoby moje nastawienie, gdyby ten polski nie odbiegał zanadto.

Autorka osadziła swoją opowieść w zasadzie w trzech przestrzeniach czasowych. Pierwszą w roku 2006, kiedy przez kilka dni towarzyszy Aborygenkom w podróży i podczas ceremonii. Druga przestrzeń czasowa to początki małżeństwa autorki z Johnem – Aborygenem, w dzieciństwie zabranym siłą od prawdziwej matki i danym do wychowania „białym”. Trzecia jest bardziej rozległa i obejmuje daleką przeszłość znaną starym Aborygenkom, z którymi Moriarty rozmawia.

Mniej podobały mi się opowieści o trudach założenia własnej firmy, którą autorka wplotła w swoją narrację. Bardziej ciekawe były historie o tym, czym jest dla Aborygenów rodzina, miłość, dawanie, współodczuwanie, śmierć i inne ważne kwestie.
Uderzył mnie też w tej historii kontrast. Ros Moriarty została przyjęta przez rodzinę męża, rdzennych Australijczyków z serdecznością, otwartością, której zabrakło białym na przykład na widok Johna w sąsiedztwie.

Problem, który porusza Moriarty i który na pewno wywołał kolejne refleksje we mnie to ingerowanie jednej kultury w drugą. Ogólne przekonanie o tym, że nasza „biała kultura” jest lepsza od „dzikiej”. Od razu na myśl przychodzą słowa Kapuścińskiego, który w Hebanie zauważa jak bardzo ludzie z Afryki przynależą do swojego świata, jak współgrają ze swoim otoczeniem. Podobnie rzecz się ma lub raczej miała w Australii – tej starej, niemal nienaruszonej przez białych. Starsze pokolenie Aborygenów przynależy do ziemi, na której żyje. Dlatego rozmówczynie autorki ubolewają, a razem z nimi Moriarty, że młodzi nie przywiązują już wagi do tradycji, nie mają w sobie chęci poznania starych historii, pieśni lub języka. Problemem jest również picie alkoholu ponad wszelkie normy przez młode pokolenia autochtonów. Kolejna kultura, którą bezmyślnie zniszczyli biali.

Nie jest to książka, do której chciałabym wrócić lub którą czytało mi się dobrze. Może dlatego, że dla autorki ludzie, o których pisze to bliscy, a problemy, z którymi się borykali to też jej zmartwienia. Poza tym nie każda dusza chce się obnażyć, może ta australijska należy do tych skrytych? Niemniej, na pewno lektura Pieśni Aborygenki skłania do kilku istotnych refleksji. Momentami gorzkich, ale czasem trzeba.

Ros Moriarty, Pieśń Aborygenki. Podróż w głąb duszy Australii, przeł. A. Wajs, wyd. Nasza Księgarnia, Warszawa 2012.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz