Zabawnie się
czasem w życiu układa, że rozmawiam z różnymi osobami akurat o czymś, o czym za
chwilę mam okazję poczytać. (Nie)dawno przy urodzinowej lampce wina ratującej
życie rozmawiałam z koleżankami o pojęciu miłości. Jak ogromne i
niezdefiniowane jest. Jak wymyka się wszelkim wagom czy miarom. Niemal
równocześnie rozpoczęłam lekturę powieści Nasze
rozstania Daniela Foenkinosa.
Historia wcale
nie nowa. Dwoje bohaterów zakochanych w sobie i przynależących do siebie
próbuje wspólnego życia. Nie udaje się po raz pierwszy, po raz drugi oraz po
raz trzeci. Między drugim a trzecim rozstaniem zarówno Fritz jak i Alice wiążą się
z innymi partnerami, zakładają rodziny, mają dzieci. A jednak nie zapominają o
sobie i wracają, by znowu się rozstać. I wydawałoby się, że jest to historia
jakich można znaleźć wiele w literaturze beletrystycznej. A jednak coś tę
powieść wyróżnia – język, groteskowo-ironiczne spojrzenie na życie oraz próby
definiowania miłości.
Historię
opowiada jedynie Fritz i to dzięki niemu poznajemy losy nie tylko jego, ale i
innych bohaterów. Jednak to nie szkielet historii jest w tej powieści
fascynujący. Podczas lektury czytelnik wyławia językowe perełki, ironiczne
podsumowania, które tworzą nastrój specyficzny, wychwytywany przeze mnie w
większości francuskich powieści czy filmów. Jest tu coś z melancholijnego
spojrzenia na życie i poczucia gorzkiego jego smaku.
Sam główny bohater dość biernie poddaje się temu, co przynosi los. Kiedy Alice ucieka sprzed ołtarza, niby ją goni, ale ostatecznie zapada się w sobie i znika, odwracając się na moment od dotychczasowego życia. Kiedy pojawia się możliwość romansu z szefową, Fritz poddaje się temu, choć nie do końca chce wikłać się w skomplikowany związek ze starszą od siebie i nieszczęśliwą kobietą. Może to stąd uwielbienie Fritza dla Schopenhauera? A może to świadomość, że czasem w życiu człowiek poddaje się pewnym wydarzeniom mimo własnej woli? Bo coś przyciąga, magnetyzuje i trudno się odwrócić, by pobiec dalej? Może tak jest również z Alice i Fritzem? Nie mogą być razem, gdyż ich to niszczy, ale jednocześnie nie mogli nie (s)próbować…
Sam główny bohater dość biernie poddaje się temu, co przynosi los. Kiedy Alice ucieka sprzed ołtarza, niby ją goni, ale ostatecznie zapada się w sobie i znika, odwracając się na moment od dotychczasowego życia. Kiedy pojawia się możliwość romansu z szefową, Fritz poddaje się temu, choć nie do końca chce wikłać się w skomplikowany związek ze starszą od siebie i nieszczęśliwą kobietą. Może to stąd uwielbienie Fritza dla Schopenhauera? A może to świadomość, że czasem w życiu człowiek poddaje się pewnym wydarzeniom mimo własnej woli? Bo coś przyciąga, magnetyzuje i trudno się odwrócić, by pobiec dalej? Może tak jest również z Alice i Fritzem? Nie mogą być razem, gdyż ich to niszczy, ale jednocześnie nie mogli nie (s)próbować…
Nasze rozstania to dobra historia o
niemożności zdefiniowania niezdefiniowanego. To historia o potrzebie sięgania
po pełnię życia oraz o momentami biernym poddaniu się temu, co
przynosi los. To historia pełna zaskakujących
zakończeń i znanej wszystkim oczywistości, że choć nigdy nic nie jest dane na
zawsze, czasem nie warto się od tego odwracać.
David Foenkinos,
Nasze rozstania, przeł. Agnieszka
Rosińska – Bóbr, wyd. Znak, Kraków 2013.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz