Gdy zaczęłam czytać powieść
Nichollsa najpierw się nieco przestraszyłam i nawet na moment odłożyłam
książkę. Cóż, czasem za bardzo daję się wciągnąć w świat czytanej powieści i
zatracam granicę między fikcją a rzeczywistością. Niemniej Jeden dzień należy do powieści, które nie dają się odłożyć na
półkę.
Znowu historia miłosna (coś
ostatnio trafiam na nie za często) ujęta w ciekawą kompozycyjnie formę: 15 lipca
każdego kolejnego roku czytelnik spotyka
bohaterów i dowiaduje się o nich czegoś nowego. I tak przez dwadzieścia lat,
podczas których Nicholls przenosi czytacza w koniec lat 80., całe 90. i
początek XXI wieku do Anglii.
Początek historii jest banalny –
dwoje ludzi kończących studia idzie ze sobą do łóżka. Nie ma seksu, jest
rozmowa. Rozchodzą się w różne strony życia, a nawet świata, ale utrzymują ze
sobą kontakt. Tak rozpoczyna się przyjaźń Emmy i Dextera. Przyjaźń według tych
dwojga, dla czytacza od razu bezsprzecznie to miłość.
Bohaterowie są całkiem różni od
siebie. Emma – niepewna siebie (w każdym słowa znaczeniu) dwudziestokilkulatka
stojąca u progu dorosłości; Dexter – zbyt pewny siebie, momentami wręcz
arogancki, młody mężczyzna szukający przygód w życiu. Z różnych rodzin,
obracający się w różnych kręgach towarzyskich, z różnymi spojrzeniami na
przyszłość. Co ich łączy? Na to pytanie trudno odpowiedzieć, a jednak od
początku zauważalna jest więź, jakieś pożądanie, namiętność wiszące między tym
dwojgiem.
Wraz z biegiem lat następuje
przemiana bohaterów; ona nabiera pewności siebie, on stacza się coraz niżej.
Ich przyjaźń ma wzloty i upadki. Na pewien czas wręcz zrywają kontakty. Ale
nawet wówczas każde myśli o tym drugim. Bo jak mówią o sobie sami bohaterowie:
Em i Dex. Dex i Em. Razem. I rzeczywiście, gdy w końcu ulegają namiętności, nie
potrafią nie być razem. Jednak finał ich historii zaskakuje czytelnika. Taka…
życiowa na wskroś? Mankamentem było dla mnie to, że od momentu zakończenia ich
historii a do momentu zakończenia samej powieści (czyli jakieś kilkadziesiąt
stron) miałam wrażenie, że to pisanina na siłę. Zmęczyłam się przez ten krótki
odcinek i zniechęciłam. Szkoda.
Jednak trzeba podkreślić, że
Nicholls wygrywa na pewno konstrukcją powieści, kreacją bohaterów, którzy są
barwni, wciąż ulegają przemianom. Są prawdziwi, a ich historia do pewnego
momentu nie trąci naiwnością.
To na pewno nie jest powieść
cukierkowa. Bo wiele w niej bólu, rozczarowań, wątpliwości. Na pewno jest to
książka, której lektura przynosi zastanowienie. Nad tym jak łatwo dać czemuś dobremu
wymknąć się z rąk. Jak z własnej głupoty czy strachu można rozminąć się ze
szczęściem. Choć zawsze pozostaje nadzieja, że los czy cokolwiek nie pozwoli,
by to najważniejsze uciekło.
Jeden dzień Nichollsa określiłabym jako dobre czytadło na jakiś deszczowy
lub wietrzny dzień.
David Nicholls Jeden dzień, Świat Książki, Warszawa 2011.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz