Ważne informacje i terminy



27 maja 2014

Poradnik oswajania

Napisać dobrą książkę dla młodzieży jest niezwykle trudno. Aby trafić do tej być może najbardziej wymagającej grupy czytelników, trzeba ominąć wszelkie naiwne rozwiązania i sięgnąć po temat trudny, ciekawy, a czasem balansujący na granicy społecznego tabu. Powieścią, która może młodzież zachwycić jest Oro autorstwa polskiego duetu kryjącego się pod pseudonimem Marcel. A. Marcel.

Główną bohaterką jest Lena. Większość życia spędziła w domu dziecka. Porzucona jako noworodek i porzucana przez kolejnych zastępczych rodziców. Wkroczyła w wiek nastolatki z przekonaniem, że nie jest warta niczego dobrego, a na pewno nie zasługuje na rodzinę. Postanawia nigdy już nie zaufać dorosłym, którzy zechcą zapewnić jej dach nad głową. W końcu po co przywiązywać się do kogoś, kto cię i tak wyrzuci?

Okazuje się jednak, że Wanda i Roman tworzą ze swoimi przybranymi dziećmi specyficzną rodzinę i tak łatwo wcale się nie poddają. Na domiar złego Lenie zaczyna zależeć na domownikach. Na Cienkiej, która walczy z dodatkowymi kilogramami i zaraża optymizmem. Na Iskrze mającej problemy z zatrzymaniem siebie i swojej energii często niszczącej różne przedmioty. Na Oku przekręcającym wyrazy i wściubiającym wszędzie nos. Ważni stają się Memory znający na wszystko odpowiedź i cieszący się pamięcią doskonałą oraz Arnold nieufny i mierzący się każdego dnia z własnymi demonami.

Wanda i Roman przygarnęli do swoich serc i domu dzieci (nie)idealne. Z wieloma problemami oraz demonami. Otaczając je ciepłem, dobrocią i miłością sprawiają, że cała gromada pokiereszowanych przez los tworzy idealną rodzinę. Rodzinę, którą pragnie mieć też Lena – nawet jeśli tego nie potrafi przyznać przed samą sobą.
W domu Wandy i Romana pojawia się ktoś jeszcze. Jest to tytułowy Oro – niewidzialny dla innych przyjaciel Leny. Mieszka w szafie, ale bardzo chętnie poznaje problemy domowników i wtyka nos w nie swoje sprawy. Stara się też wpłynąć na zachowanie Leny. Magiczny, niewidzialny przyjaciel to doskonały zabieg, by pokazać wewnętrzną walkę, jaka odbywa się w głównej bohaterce. Dać się pokochać i kochać innych czy nie? Zaryzykować kolejny raz? 

Oro to powieść wielowymiarowa. Opowiada nie tylko o problemach dzieci z domu dziecka, szukających akceptacji i miłości i czasem tego nie otrzymujących. To też historia o tym, jak dorośli często przenoszą swoje problemy na własne dzieci, nie zdając sobie sprawy z konsekwencji. Oro porusza również problem akceptacji w grupie młodzieży. Coś przez co każdy z dorosłych przechodził, przez co przechodzą (lub przechodzili) moi uczniowie. I temat ten został rozpatrzony pod wieloma kątami, dotyczy niemal wszystkich bohaterów tej książki. Nowej klasy Leny, samej Leny, Cienkiej, Arnolda, Iskry…

Atutem książki jest sposób prowadzenia narracji – lekki, choć poruszane tematy należą do tych cięższych. Sposób kreowania bohaterów sprawia, że są wiarygodni dla czytelnika. Autorki stworzyły galerię postaci dziecięcych i dorosłych, których wzorce zachowań można dostrzec w prawdziwym życiu. Każda z postaci jest nietuzinkowa i zapada w pamięci, choć u mnie wygrywa Oko – swoimi tekstami zwala z nóg i przysparza bólu mięśni brzucha… ze śmiechu.

I w końcu, Oro nie tylko bawi, ale wymusza liczne refleksje. O sprawach istotnych dla młodszych i starszych. A przede wszystkim o konieczności okazywania uczuć, oswajania miłości i akceptacji, której każdy potrzebuje. To doskonały start do rozmowy z młodzieżą o wielu nurtujących ich i nas, dorosłych, problemach pokazanych w powieści z różnych perspektyw. Książka dla dużych i małych - polecam.

Marcel A. Marcel, Oro, wyd. Marginesy, Warszawa 2012.






10 maja 2014

Jak zniknąć zauważoną?

Jak przygotować się do śmierci, jeśli nie było się przygotowanym do życia? Z tym problemem musi sobie poradzić Mathea Martinsen, bohaterka Im szybciej idę, tym jestem mniejsza autorstwa Kjersti Annesdatter Skomsvold.

Narratorką i jednocześnie bohaterką powieści jest starsza kobieta, która niemal całe życie spędziła w mieszkaniu. Jest samotną wdową, która u schyłku życia postanawia zaistnieć w czyjejś świadomości. Autorka wykreowała ciekawą postać – potrzebującą towarzystwa i jednocześnie z niego rezygnującą. Mathea podejmuje różne działania, aby zostawić w kimś swój ślad, zanim odejdzie. Są to czynności często absurdalne (telefonowanie do biura numerów, aby zapytać o własny numer), czasem desperackie (nawiązanie znajomości z fanem bananów).

Skomsvold z niezwykłą spostrzegawczością kreśli samotność jakiej poddaje się Mathea oraz tę, która jest konsekwencją wcześniejszych wyborów bohaterki. Otóż, kobieta od początku wybierała samotność. Od początku była niewidzialna dla innych. Wycofywała się z życia, nie podejmowała ryzyka. Nawet przeżycie rażeniem piorunem nie włącza Mathei do życia. Małżeństwo z poznanym jeszcze w szkole Epsilonem jest kładką łączącą kobietę ze światem. Śmierć męża zamyka drzwi do świata. Choć nie ostatecznie, bo Mathea próbuje żyć zanim umrze. I jest to życie inne niż sobie zwykły człowiek może wyobrazić, bo niezwykła jest bohaterka powieści.

Jednym z powieściowych obrazów, które na długo zostają w pamięci są wizyty bohaterki w sklepie. Skomsvold z zaskakującą przenikliwością stworzyła atmosferę totalnego zagubienia starszej pani w sklepie. Najchętniej sama bym odkręciła te słoiki z dżemem, które na przekór wszystkiemu kupuje bohaterka. A gdy staruszka znajduje dżem w tubce, założę się, że każdy czytelnik z radością temu rozwiązaniu przyklaśnie.

Bo to jest siłą tej powieści – kreacja bohaterki. Totalnie zagubionej, przekornej, uporczywej w odtrącaniu świata, ale i silnej w próbach stania się zauważoną. Skomsvold stworzyła postać ciekawą, nietuzinkową i taką, którą trudno zapomnieć.

Im szybciej idę, tym jestem mniejsza jest powieścią zaskakującą w swojej formie i treści. Absurdalność tej tragikomedii momentami rozrasta się do niewyobrażalnych rozmiarów. I mimo gorzkiego tematu samotności ma w sobie nutki wywołujące uśmiech.  Na długo zostaje w pamięci.


Kjersti Annesdatter Skomsvold, Im szybciej idę, tym jestem mniejsza, tłum. K. Tunkiel, Media Rodzina, Poznań 2014.

4 maja 2014

W kraju nad Wisłą czasem zdarza się, że i trupa zeżrą…*

Powieści, w których mrok i magia rzeczywistości mieszają się ze sobą, zwracają moją uwagę. Stąd moje uwielbienie do Olgi Tokarczuk, ale też między innymi do większości książek z Serii z Miotłą. Natomiast do powieści Joanny Bator podchodziłam kilkakrotnie. I za każdym razem rozstawałam się, tłumacząc sobie, że to nie ten czas. Przypadkiem, korzystając z zimowej akcji prawdziwych obniżek cenowych, zakupiłam Ciemno, prawie noc wspomnianej autorki. I dzięki wszelkim bogom za obniżki, bo to powieść, którą przeczytać zdecydowanie warto.

Akcję powieści autorka osadziła w Wałbrzychu. Ciemnym, obskurnym, odrażającym i ociekającym patologią oraz skłonnościami mieszkańców do fanatyzmu. Główna bohaterka, Alicja Tabor, wraca do rodzinnego miasta. Nie przygnały jej tu sentymenty a praca. Jest reporterką, a w Wałbrzychu znikają dzieci. Okazuje się jednak, że niezamknięta przeszłość powraca i przywołuje upiory i dobre duchy, które walczą o Alicję…

Historia o zaginionych dzieciach jest jednak jedynie pretekstem do snucia historii o dobru i złu, o przeszłości skrzywionej we wspomnieniach. O okrucieństwie, które w ludziach rozrasta się do niepojętych rozmiarów oraz o szaleństwie piętnującym wybranych. W końcu o rzeczywistości, w której, gdy człowiek się dobrze przypatrzy, tkwi magia.

Bator w Ciemno, prawie noc bawi się konwencją gatunkową. Sięga po elementy baśni, groteski, horroru, powieści grozy i psychologicznej, aby po wymieszaniu wyszedł twór podejmujący w dogłębny sposób różnorodną problematykę.

Ponadto intertekstualność powieści wymusza na czytelniku poszukiwania interpretacyjne. Nie bez powodu przecież bohaterka ma na imię Alicja. Inna od mieszkańców Wałbrzycha (też od członków rodziny – jedyna ocalała psychicznie), zamyka się przed złem świata w swoim pancerzu, ale ostatecznie potrafi zmierzyć się z własnymi lękami i demonami. Dorosła też do tego, aby zmierzyć się z samotnością, na którą sama się skazała.

Obok głównej bohaterki pojawia się galeria Innych: Celestyna będąca kiedyś Czesiem Pajączkiem, kociary wędrujące po całej Polsce (a może po świecie?), Marcin czy właściciel Króliczej Nory. Ci bohaterowie są inni. Dotknięci przez zło walczą z nim na różne sposoby, niosąc nadzieję, że dobro wciąż czasem wygrywa. Może to ich inność ocala, tkwiące w każdym przecież człowieku, dobro?

Powieść nie jest lekkim czytadłem. Zanurza czytelnika w lękach i brudach rzeczywistości. Ale takie zanurzenia czytelnicze są potrzebne, bo tylko w ten sposób można zdać sobie sprawę z kondycji współczesnego świata. A jest to świat pełen dewiacji (okrutne opisy pedofilii w powieści momentami odrzucają), szaleństwa spowodowanego traumami, zaślepienia i fanatyzmu, nieposzanowania wolności drugiej osoby. Autorka wzmacnia efekt opisu dzięki trzem przytoczonym rozmowom na forach internetowych. Zabieg potrzebny dla pełnego obrazu powieści. Jedynym zarzutem mogłaby być długość przytoczonych rozmów – w pewnym momencie nużą.

Bator współczesny świat prześwietla niezwykle dokładnie, a surowy wyrok, jaki wydaje, może przerazić czytelnika. Jednak zakończenie niesie nadzieję, że są ocaleni i dobro w świecie, mimo mroku, też jeszcze nie zaginęło. Ciemno, prawie noc mroczna, wypełniona refleksjami powieść - lektura obowiązkowa.

Joanna Bator, Ciemno, prawie noc, wyd. W.A.B., Warszawa 2013.


*Tytuł recenzji zainspirowany słowami jednej z postaci powieści.