Ważne informacje i terminy



25 stycznia 2014

Jednorożce w średniowiecznej Polsce?

Wyobraźcie sobie, że podróż w czasie jest możliwa. Zostajecie takimi podróżnikami i cofają Was do wieku XIV. Jak żyjecie? Jak sobie radzicie w czasach, o których (jeśli byliście pilnymi uczniami na lekcjach historii) wiecie nie za wiele? Z takimi dylematami radzi sobie (wyjątkowo dobrze) bohater Białego drzewa Katarzyny Manikowskiej – profesor Przemek Pakosz alias Przemko z Wilczna.

Powieść pod względem czasowym można podzielić na dwie części. Pierwsza dzieje się w 1991 roku, w Polsce raczej smutnej i pogrążającej się w beznadziei. Głównym bohaterem jest wspomniany już profesor matematyki, specjalizujący się w… podróży w czasie. Otóż, niechcący się podporządkować władzy mężczyzna opracował matematyczny klucz otwierający drzwi do podróży w czasie. W tę podróż nie wybierze się sam, zabierze ze sobą wszystkich, którzy chcą wydostać się z czasów PRL-u, a są uznani za wrogów partii. Do grupy uczestników projektu dołączy niespodziewanie Lasoń, zatwardziały komunista, który ma nadzieję, że w innym życiu uda mu się spełnić największe marzenie o byciu artystą.
Ta część momentami może co prawda zmęczyć teoriami matematycznymi, jednak już tu czytelnik zapała sympatią do głównego bohatera i do sposobu prowadzenia narracji - przenikliwego i serwującego potężną dawkę humoru w dobrym guście.

Druga część dzieje się już w czasach średniowiecza, do którego profesor wybrał się z rozmysłem. Ulokował się w ciele Zbytka, zwykłego chłopca, później panoszy. I pamiętając o obietnicy na nim ciążącej (założyć ród tak, by reszta podróżników mogła wieść wyliczone życie), zaczął dążyć do obranego celu. A droga usłana różami nie była.

Manikowska prowadzi czytelnika przez średniowieczne życie Przemka w sposób barwny. Akcja jest wartka i łatwo wprowadza w XIV-wieczny prawdopodobny świat. Jednocześnie podczas lektury można odnieść wrażenie pewnego rodzaju baśniowości opisywanej rzeczywistości. I muszę przyznać, że to lubię w książkach. Tę baśniowość, która otula i czasem tłumaczy życie. Bo w historii o Przemku z Wilczna odnaleźć można nie tylko motyw życia jako wędrówki (tak chętnie podejmowany przecież w literaturze). To historia o przyjaźni i dawaniu szansy drugiemu człowiekowi – bez tego profesor (Przemko) nie zaprzyjaźniłby się z Lasoniem (Silvestrisem). To również powieść o wierze w możliwość niemożliwego oraz o marzeniach, do których spełnienia warto dążyć.
Baśniowo – fantastyczne są jednorożce pojawiające się w średniowiecznej Polsce oraz puszcza Wilczno, pośrodku której rośnie biała lipa. Te elementy wzbogacają powieść i nadają jej ton indywidualności. 
Kreacja Łokcia (Łokietka) zwanego w powieści krasnoludem jest fenomenalna. A rozmowy jakie toczy król z Przemkiem grożą ciągłymi wybuchami śmiechu. Zresztą wszelkie dialogi i bohaterowie odgrywający większe znaczenie w Białym drzewie niezaprzeczalnie udali się pisarce. Z większością postaci nie sposób nie sympatyzować.

Rzadko (umówmy się, że to synonim nigdy) sięgam po fantastykę. Właściwie nie mam konkretnych powodów. Tak mi w życiu czytelniczym wychodzi, że mi z tym gatunkiem nie po drodze i nie możemy się spotkać. Niemniej, nie żałuję, że dałam się skusić Manikowskiej. Dobra dawka fantastyki oprawiona w ciekawą, zachęcającą do lektury okładkę.



Katarzyna Manikowska, Białe drzewo, wyd. Novae Res, Gdynia 2013.

24 stycznia 2014

Rozmowy o życiu i jego przyległościach

Są ludzie, którzy od tematów choroby i śmierci uciekają najdalej jak mogą. Ja jestem po drugiej stronie i z zainteresowaniem (od czasu pisania pracy magisterskiej) sięgam po książki traktujące właśnie o śmierci czy życiu z chorobą. Stąd świadomym wyborem była lektura Szału nie ma, jest rak - książki, która ma formę rozmów Katarzyny Jabłońskiej z księdzem Janem Kaczkowskim. Z racji mojego statusu wyznaniowego miałam obawy, czy lektura tej książki jest dobrym pomysłem. Okazało się, że tak.

Kim jest ksiądz Jan Kaczkowski? Pierwszy raz opowiadała mi o tym człowieku koleżanka z pracy, zachwycając się nim. Jawił się jako nieszablonowy duchowny. Później gdzieś w programie telewizyjnym znowu mi mignął. I niedawno inna koleżanka z pracy również zaczęła opowieść o księdzu, polecając jednocześnie tę książkę. Z opowieści i z obejrzanego przeze mnie programu bohater rozmowy z Jabłońską jawi się jako niezwykle charyzmatyczny i bezpośredni człowiek o kontrowersyjnych czasem poglądach. Natomiast sama książka jest pożytecznym tworem powstałym w wyniku choroby nowotworowej ks. Jana (jakkolwiek patrzeć na niesprawiedliwość losu).

Tematyka rozmów jest różnorodna. Pierwszą grupę tematyczną stanowią rozmowy o śmierci i o chorobie. To najbardziej obszerny i pojawiający się w niemal całej książce temat. Rozmówcy próbują odpowiedzieć na pytania o istnieniu granicy leczenia paliatywnego, o zasadność stosowania uporczywej terapii. Ta część to również refleksje dotyczące przeżywania śmierci przez umierającego, ale i przez bliskich, którzy w różny sposób przecież sobie radzą (lub nie) z odchodzeniem najbliższych. To tu pojawia się motyw cierpienia z perspektywy nauki kościoła katolickiego, ale i zwykłego człowieka. 

Bardzo często przy kwestiach choroby i śmierci pojawia się w książce temat puckiego hospicjum, którego dyrektorem jest ksiądz Kaczkowski. Tutaj zainteresowała mnie wypowiedź na temat decyzji, jaką czasem bliscy chorego muszą podjąć: czy skorzystać z pomocy hospicjum. Mam nadzieję, że ta książka wyprostuje spaczony obraz hospicjum i rodzin, które decydują się na umieszczenie bliskiej osoby w takich miejscach. Wciąż w społeczeństwie pokutuje obraz nieczułych rodzin pozbywających się kłopotu. A to przecież wszystko nie tak.

Innym kręgiem tematów rozmów są te dotyczące życia, a krążące niedaleko lub bezpośrednio dotykające zagadnień bioetycznych. Czytelnik zapozna się z poglądami Kaczkowskiego na temat in vitro, seksu, homoseksualizmu, nauczania młodzieży, powołania.
Fragment, który mnie zapadł szczególnie w pamięć to ten o potrzebie bliskości, jaką nosi w sobie każdy człowiek, a której nie zawsze doświadcza. Bo okazuje się, że czegoś tak banalnego jak przytulenie, trzeba się uczyć (lub być uczonym) od lat najmłodszych…

Ostatnim tekstem w książce jest artykuł o fizycznych aspektach umierania, który Kaczkowski napisał jakiś czas temu. Tekst mocny, prawdziwy, porażający. I taka jest w zasadzie cała książka – porażająco prawdziwa bez niepotrzebnych otoczek. Zaskakuje bezpośredniość bohatera Szału nie ma, jest rak, z jaką odważnie wypowiada poglądy nie zawsze zbieżne ze zdaniem kościoła katolickiego. Zachwyca brak banału, przenikliwość, a czasem i specyficzny humor z jakimi rozmówca Jabłońskiej patrzy na życie, w które należałoby też włączyć chorobę i śmierć. Poraża ilość prawd życiowych opowiedzianych często w sposób niebanalny, jakie znajdzie w tej książeczce każdy czytelnik - bez względu na wyznanie. 
Jednym zdaniem, lektura obowiązkowa, bo skłaniająca do refleksji.


Szału nie ma, jest rak, z ks. Janem Kaczkowskim rozmawia Katarzyna Jabłońska, wyd. Więzi, Warszawa 2013.





18 stycznia 2014

Współczesna gawęda Kosmowskiej o życiu

Kiedy przyjaciółka podarowała mi Ukrainkę, mówiąc, że to najlepsza dotąd powieść Kosmowskiej – uwierzyłam. I nie mogłam się doczekać, aż sama się w niej zasmakuję. Po przeczytaniu śmiało mogę stwierdzić, że to rzeczywiście najlepsza powieść Kosmowskiej.

Historia koncentruje się przede wszystkim wokół Iwanki Matwijenko. Uzdolnionej wiolonczelistki, która przyjechawszy do Warszawy za ukochanym, rezygnuje z kariery, zakasuje rękawy i pracuje jako sprzątaczka u bogatych Polaków. By zarobić na wymarzony dom z pokojem muzycznym. Dom, który będzie dzieliła z Mykołą. Niestety, okazuje się, że miłość nie wystarcza, by udobruchać bezlitosną rzeczywistość. Iwanka, wyjęta ze swojego świata, nie potrafi się umościć wygodnie w polskiej rzeczywistości. A i polska rzeczywistość niekoniecznie chce przyjąć obcą na swoje łono. Odnajduje tu jednak okruchy dobroci w postaci profesora, fryzjerki Julii i małego Stasia.

Tłem, jakże ważnym, dla głównej bohaterki są inni bohaterowie powieści. Przede wszystkim sprawca przyjazdu dziewczyny do Polski - Mykoła. Inny niż tam w ich kraju. Nieczuły na łzy i marzenia Iwanki. Pojawia się również Zofia Wolska, matka Bronka, która, jak Iwanka nie czuje się dobrze w mieście. Woli swoją chałupę na wsi, w której panuje porządek świata przez nią rozumiany. Jest i Agata. Żona Bruna, synowa Zofii. Nieszczęśliwa, niekochana i tracąca umiejętność kochania. Tkwiąca w relacjach międzyludzkich ciągnących ją do dołu. Ważną rolę odgrywa Krystian, sąsiad Agaty. Młody mężczyzna tłamszony przez chorą matkę, noszący w sobie mrok, któremu pozwoli ostatecznie dojść do głosu.

Losy Iwanki i osób z jej otoczenia Kosmowska opowiada w sposób gawędziarski z melodyjnym zaśpiewem, który zachwyca od początku do końca. Jest to jednak smutna gawęda. O bezlitosnym losie, który targa bohaterami powieści na wszystkie możliwe strony świata emocji. O okruchach współczucia i życzliwości na chwilę rozjaśniających świat bohaterów. O bezwzględności atakującego losu i bezradności atakowanego. O potrzebie kochania i bycia kochanym. I o tym, co się dzieje z ludźmi, którym tej miłości zabrakło. Ukrainka to opowieść o zwykłych ludziach, których światem często targają złe emocje i zbiegi okoliczności wobec których są bezradni.


Ukrainka pozostawia w człowieku ciszę. Ciszę tkaną niemal od pierwszych stron. Tkaną precyzyjnie tak, by czytelnik nie wyrwał się z niej za szybko. By pozwolił sobie na chwilę zadumy. Nad życiem. Losem. Światem. Ludźmi, którzy ten świat tworzą. 

Barbara Kosmowska, Ukrainka, wyd. W.A.B., Warszawa 2013.