Ważne informacje i terminy



21 czerwca 2013

Zdefiniować niezdefiniowane

Zabawnie się czasem w życiu układa, że rozmawiam z różnymi osobami akurat o czymś, o czym za chwilę mam okazję poczytać. (Nie)dawno przy urodzinowej lampce wina ratującej życie rozmawiałam z koleżankami o pojęciu miłości. Jak ogromne i niezdefiniowane jest. Jak wymyka się wszelkim wagom czy miarom. Niemal równocześnie rozpoczęłam lekturę powieści Nasze rozstania Daniela Foenkinosa.

Historia wcale nie nowa. Dwoje bohaterów zakochanych w sobie i przynależących do siebie próbuje wspólnego życia. Nie udaje się po raz pierwszy, po raz drugi oraz po raz trzeci. Między drugim a trzecim rozstaniem zarówno Fritz jak i Alice wiążą się z innymi partnerami, zakładają rodziny, mają dzieci. A jednak nie zapominają o sobie i wracają, by znowu się rozstać. I wydawałoby się, że jest to historia jakich można znaleźć wiele w literaturze beletrystycznej. A jednak coś tę powieść wyróżnia – język, groteskowo-ironiczne spojrzenie na życie oraz próby definiowania miłości.

Historię opowiada jedynie Fritz i to dzięki niemu poznajemy losy nie tylko jego, ale i innych bohaterów. Jednak to nie szkielet historii jest w tej powieści fascynujący. Podczas lektury czytelnik wyławia językowe perełki, ironiczne podsumowania, które tworzą nastrój specyficzny, wychwytywany przeze mnie w większości francuskich powieści czy filmów. Jest tu coś z melancholijnego spojrzenia na życie i poczucia gorzkiego jego smaku.
Sam główny bohater dość biernie poddaje się temu, co przynosi los. Kiedy Alice ucieka sprzed ołtarza, niby ją goni, ale ostatecznie zapada się w sobie i znika, odwracając się na moment od dotychczasowego życia. Kiedy pojawia się możliwość romansu z szefową, Fritz poddaje się temu, choć nie do końca chce wikłać się w skomplikowany związek ze starszą od siebie i nieszczęśliwą kobietą. Może to stąd uwielbienie Fritza dla Schopenhauera? A może to świadomość, że czasem w życiu człowiek poddaje się pewnym wydarzeniom mimo własnej woli? Bo coś przyciąga, magnetyzuje i trudno się odwrócić, by pobiec dalej? Może tak jest również z Alice i Fritzem? Nie mogą być razem, gdyż ich to niszczy, ale jednocześnie nie mogli nie (s)próbować…

Nasze rozstania to dobra historia o niemożności zdefiniowania niezdefiniowanego. To historia o potrzebie sięgania po pełnię życia oraz o momentami biernym poddaniu się temu, co przynosi los. To historia pełna zaskakujących zakończeń i znanej wszystkim oczywistości, że choć nigdy nic nie jest dane na zawsze, czasem nie warto się od tego odwracać.

David Foenkinos, Nasze rozstania, przeł. Agnieszka Rosińska – Bóbr, wyd. Znak, Kraków 2013.


14 czerwca 2013

Inne światy bohaterów Kereta

Z opowiadaniami Etgara Kereta jest tak, że przepada się już podczas pierwszej lektury. Człowiek znika, czy może przenika do literackiego świata, uzależniając się od twórczości tego pisarza. Przynajmniej tak się stało ze mną, dlatego z przyjemnością  (i z prawie żadnymi wyrzutami sumienia) zakupiłam najświeższy tom opowiadań Nagle pukając do drzwi. I zostałam oczarowana od pierwszego zdania.

Trzydzieści osiem opowiadań połączonych jest tematycznie. Wszystkie w jakiś sposób dotykają problemu wyobraźni, pragnień człowieka o istnieniu innej rzeczywistości. Bohaterom Kereta prawdziwy świat z różnych powodów nie wystarcza, tworzą zatem drugie życie, a granica między tym prawdziwym a zmyślonym wciąż się zaciera.

Narzędziami, których pisarz używa do kreowania świata są często absurd, ironia, groteska i element zaskoczenia. Na oczach czytelnika świat zostaje wywrócony na drugą stronę. Tylko tu bóg jeździ na wózku inwalidzkim (Wybierz kolor), a pewien mężczyzna nosi w kieszeniach różne przedmioty, aby w razie czego nie zaprzepaścić okazji życia, która być może nigdy się nie pojawi (Co mamy w kieszeniach?). Bo to jest też wyznacznikiem egzystencji bohaterów Kereta – sytuacje, które nigdy się nie wydarzyły w rzeczywistości, tęsknota za życiem, które zdawałoby się jest gdzieś w zasięgu ręki, a jednak na tyle daleko, że nieosiągalne.
Obok dorosłych pisarz powołał do życia postacie dziecięce - w końcu wyobraźnia jest przede wszystkim atrybutem dziecka. Ale są ci mali bohaterowie raczej tłem lub może punktem wyjścia do budowania postaci dorosłych. Stąd też niektórzy dorośli bohaterowie noszą i pielęgnują w sobie dziecięcą wyobraźnię, która pomaga stwarzać światy i tęsknić do nieosiągalnego.
Ciekawe w tym tomie są również opowiadania abstrakcyjne, metaforyczne. Mnie zapadło w pamięci to zatytułowane Hemoroid, stwarzające możliwość wielu odczytań. Do refleksji pobudza również Ukłucie, w którym z jednego bohatera wykluwa się inny. Ciekawy sposób opowiedzenia o różnych obliczach, jakie ma w sobie każdy człowiek. 

Zachwyca w końcu gra pisarza z czytelnikiem. Nagle po zapukaniu do drzwi ucieka, zostawiając czytelnika, który przeciera oczy ze zdumienia. I ten element zaskoczenia (gdy na przykład w Po końcu morderca zostaje w następnym wcieleniu Kubusiem Puchatkiem…) lub pozostawienia opowieści bez konkretnego zamknięcia ma w sobie nieodparty urok. 


Etgar Keret, Nagle pukanie do drzwi, przeł. Agnieszka Maciejowska, wyd. W.A.B., Warszawa 2012.

2 czerwca 2013

Egzystencjalne niepokoje Michaiła Bułhakowa

Czytanie dzienników pisarzy jest trudne - jakby na przekór czytelnikowi obwarowane skrótami, symbolami znanymi tylko je piszącemu. I może właśnie to jest jednocześnie fascynujące w lekturze szeroko pojętej intymistyki? Dotykanie myśli, poglądów pisarza jest (przynajmniej dla mnie) znacznym przeżyciem czytelniczym. Dlatego ucieszyłam się, gdy z bibliotecznej półki zamachał do mnie Dziennik Mistrza i Małgorzaty. To naprawdę znakomite, gdy biblioteki (a przynajmniej ta, do której zaglądam) pozyskują nowości wydawnicze z prędkością światła!

Dziennik Mistrza i Małgorzaty jest podzielony na dwie części. Pierwsza to zapiski z dziennika oraz listy autora Mistrza i Małgorzaty prowadzone do 1933 roku, drugą jest dziennik Jeleny Bułhakowej, trzeciej żony pisarza oraz listy Michaiła Bułhakowa.
Już pierwsza część to studium tragicznego losu radzieckiego pisarza. Człowieka, który nie chciał się dostosować i pisał według swoich przekonań (niekoniecznie przychylnych władzy i panującemu ustrojowi). Chyba najbardziej tragiczną wymowę ma list „do góry”, w którym Bułhakow prosi o zezwolenie na natychmiastowe opuszczenie kraju. Zezwolenia takiego nie otrzymuje (zresztą nawet pomysły wyjazdów zagranicznych w celach turystycznych lub zawodowych były szybko przez władze torpedowane) i jest zmuszony dalej egzystować z wielką łatą pisarza wyklętego.

Część druga interesująca jest dzięki dziennikowi prowadzonemu przez żonę Bułhakowa. Pisarz po zarekwirowaniu kilka lat wcześniej dziennika postanowił więcej takowego nie prowadzić, ale prosił Jelenę Bułhakową, aby czyniła zapiski w swoim. I trzeba przyznać, że są to skrupulatnie spisywane obserwacje - relacje z minionych dni. Tematyka jest różnorodna. Przeważają zapiski życia codziennego: wizyty gości, rozmowy o…, problemy finansowe, problemy mieszkaniowe. Pojawiają się również oceny różnych spektakli, oper, na których bywali razem lub które oglądała jedynie Jelena Bułhakowa. Dzięki temu dziennikowi czytelnik może być niemal świadkiem powstawania Mistrza i Małgorzaty. Oprócz tego bardzo ciekawe są fragmenty dotyczące kroków Bułhakowa na scenie jako aktora. Natomiast jego potyczki z różnymi teatrami o wydawanie sztuk zatrważają (zwłaszcza przeciągające się w lata wznawiane i zawieszane próby do Moliera). Z listów Bułhakowa i z dziennika jego żony niemal nieustannie wyglądają bezradność z beznadzieją, a włos na głowie jeży się czytelnikowi.

Bardzo ciekawą postacią w Dzienniku Mistrza i Małgorzaty jest Jelena Bułhakowa. Za sprawą dziennika jawi się jako partnerka spełniająca wiele ważnych zadań. Oprócz prowadzenia domu była niejako menedżerką sprawującą pieczę nad twórczością męża (to w końcu ona doprowadziła do wydania Mistrza i Małgorzaty już po śmierci pisarza). Ponadto w wielu zapiskach wystawia bardzo bezkompromisowe oceny osób ze środowiska teatralnego. Bez wątpienia z dziennika wyłania się kobieta piekielnie inteligentna, rozsmakowana w sztuce (zwłaszcza teatralnej) i potrafiąca dorównać intelektualnie swojemu mężowi. 
Podczas lektury można odnieść wrażenie, że dopiero po zawarciu tego małżeństwa Bułhakow (mimo ciągłych kłopotów finansowych i twórczych) stał się pełnym człowiekiem. Pełnym, bo czerpał nie tylko miłość, ale i przyjaźń. Jelena Bułhakowa stała się towarzyszem życia, dzięki któremu trud i piętrzące się wciąż problemy stawały się znośniejsze.

Na uwagę zasługują również zdjęcia pojawiające się na kolejnych stronach Dziennika Mistrza i Małgorzaty, a przedstawiające autorów oraz osoby z ich otoczenia. Ponadto ogromne znaczenie odgrywają liczne i wyczerpujące komentarze autorstwa Wiktora Łosiewa.

Dziennik Mistrza i Małgorzaty to gorzkie świadectwo niemal bezowocnej walki pisarza o możliwość tworzenia. Ale to również dowód, godnych pozazdroszczenia, miłości i partnerstwa trwających nieustannie w małżeństwie Bułhakowów. 
Pasjonatom intymistyki polecam, sama zanurzając się w kolejne pozycje z tej dziedziny.



Michaił i Jelena Bułhakowowie, Dziennik Mistrza i Małgorzaty, przeł. Margarita Bartosik, wyd. MUZA, Warszawa 2013.