Ważne informacje i terminy



30 stycznia 2013

W cieniu korespondenta wojennego…


Wiele się mówi o bohaterstwie żołnierzy jadących na wojnę, o niebezpieczeństwach czyhających na korespondentów wojennych. Często się czyta z wypiekami na twarzy reportaże powstające tuż po lub w trakcie wypraw, często w ekstremalnych warunkach. I równie często zapomina się o towarzyszkach życia żołnierzy czy korespondentów wojennych. Tę drugą stronę monety raczej się pomija milczeniem, zostawia za kulisami. O tej drugiej stronie opowiedziała Grażyna Jagielska. Miłość z kamienia. Życie z korespondentem wojennym jest długim, intymnym zwierzeniem raczej z cieni niż blasków życia z korespondentem wojennym. Autorka dzieli się z czytelnikiem tą stroną życia, o której jej mąż w swoich reportażach nie pisze – nie tego zresztą oczekuje się po tym gatunku.

Narratorka Miłości z kamienia od pierwszego zdania określa swoją sytuację – od trzech miesięcy znajduje się w klinice psychiatrycznej z rozpoznaniem stresu bojowego. Swoją opowieścią dzieli się z czytelnikiem za pośrednictwem słuchacza poznanego w klinice, Lucjana. To często sytuacje z powrotów męża z różnych wojen i jego dzielenie się okrutnymi historiami i tragediami ludzi, których duchy później nawiedzają narratorkę. Okazuje się, że małżonkowie żyją w pewnego rodzaju symbiozie. On – czerpie siłę i poczucie stabilizacji i dzięki temu może jeździć w wiele niebezpiecznych miejsc. Ona – nie jest w stanie odejść ani zaprotestować, przyjmuje jego lęki i niepokoje.

Warto zauważyć, że autorka zestawiając przeżycia kobiety i opowieści mężczyzny, osiągnęła ciekawy efekt. Otóż w międzyczasie gdy mąż opowiada swoje historie (często nimi zafascynowany), ona albo zmaga się z codziennymi sprawami, albo stara się nie umrzeć z niepokoju. Jednocześnie zauważa, że ta niecodzienna praca męża oddziela ją od niego. By temu zaradzić przez moment towarzyszy jemu w krajach ogarniętych wojną. Oboje widzą jednak, że jej obecność tam nie jest możliwa. Zburzona zostaje ta podstawa, dzięki której on może pracować lub raczej trwać w uzależniającej pasji.

Nie kryję, że ogólnie pojęta intymistyka w literaturze mnie pociąga i fascynuje. Niedawno przeczytałam gdzieś (chyba w Odrodzonej Sontag), że człowiek lubi być podglądanym. Ale i lubi podglądać. Jednocześnie czytając Miłość z kamienia, czułam chwilami, że wkraczam w czyjąś przestrzeń i oceniam, nie przestając być intruzem. Może właśnie to mnie tak pociąga – być pozornym intruzem, jednocześnie mając pozwolenie na przyglądanie się czyimś myślom?

Poza tym zainteresowało mnie coś jeszcze, co wygląda z kart książki Jagielskiej. Rola jaką przyjmuje na siebie kobieta – pocieszycielki, dającej siłę swojemu mężczyźnie idącemu na wojnę. Taka kobieta musi dzielnie trzymać się aż do momentu zamknięcia za nim drzwi. Dopiero wtedy może okazać lęk, a i to nie zawsze. Miłość z kamienia pokazuje, że czasem społecznie, kulturowo narzucanych nam ról nie da się odrzucić, ale i nie da się nieść bez słowa skargi. To uskarżenie się niekoniecznie zostanie zwerbalizowane, czasem pojawi się w nieco innej, bardziej demonicznej postaci.


Grażyna Jagielska, Miłość z kamienia. Życie z korespondentem wojennym, wyd. Znak, Kraków 2013.

28 stycznia 2013

Trudne wybory Picoult


Prozę Jodi Picoult poznałam dzięki mojej przyjaciółce, często dzielimy się poznanymi książkami i dzięki temu poznajemy więcej. Ta amerykańska pisarka właściwie wszystkich swoich bohaterów stawia w ekstremalnych sytuacjach i zmusza ich do podejmowania trudnych wyborów.

Ostatnio w bibliotece trafiłam na jedną z nowszych powieści - Pół życia, którą po raz kolejny Picoult udowodniła, że jest mistrzynią w kreowaniu trudnych sytuacji.

W centrum zainteresowania autorka stawia Luke’a Warrena, badacza wilków oraz jego rodzinę: byłą żonę i dwoje dzieci: Carę i Edwarda. Luke i Cara mają wypadek samochodowy. I o ile córka wychodzi z niego całkiem nie najgorzej, o tyle sytuacja ojca wywraca do góry nogami życie każdego, z którym łączą go jakieś więzy lub emocje. Była żona znowu jest zmuszona zmierzyć się z przeszłością. Cara odtwarza wciąż sytuację z nocy, gdy zdarzył się wypadek i czuje się zobligowana, by walczyć o życie ojca z… własnym bratem. Bratem, który wraca z Tajlandii – dobrowolnego wygnania. Dlaczego czuł się zmuszony do wyjazdu? Jakie konsekwencje niesie całkowite oddanie się pasji? Jak zdecydować o życiu lub śmierci bliskiej osoby? Po której stronie się opowiedzieć, gdy każda oznacza drogą sercu osobę? Na te oraz inne pytania odpowiada Picoult. Zazwyczaj są to odpowiedzi niedookreślone, raczej zmuszające czytelnika do zastanowienia się, przełożenia na własne doświadczenia.

Atutem powieści jest wielonarracyjność, dzięki której czytelnik ma możliwość zapoznania się ze zdaniem i z odczuciami każdego z bohaterów. Również fakt, że Picoult odkrywa tajemnice bohaterów powoli, dozując emocje, jest niewątpliwą zaletą książki. Ponadto postaci są wiarygodne, a emocje, które odczuwają, zarysowane w autentyczny sposób. Autorka przekazuje też dość znaną, choć czasem zapominaną prawdę - w życiu nic nie jest czarno-białe.

Picoult wygrywa wielowątkowością, wielogłosowością swoich powieści. A Pół życia to potwierdza. I pozostawia z wieloma pytaniami, na które tak naprawdę każdy sam musi sobie odpowiedzieć. 

Jodi Picoult, Pół życia, przeł. M. Moltzan, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2012.

17 stycznia 2013

Samotnicy Gavaldy


Na Annę Gavaldę trafiłam w pewien depresyjny dzień bardzo dawno temu. I powieścią Po prostu razem poprawiła mi nastrój i oczarowała tak, że sięgnęłam po jej inne (u)twory. W ten sposób dotarłam do zbioru opowiadań Chciałbym, żeby ktoś gdzieś na mnie czekał. Każde z dwunastu opowiadań ma swojego bohatera, który boryka się z różnymi problemami. Autorka pokazuje, że kondycją współczesnego człowieka jest samotność. Sam podejmuje decyzje, ponosi ich konsekwencje i ostatecznie sam musi uporać się z różnymi sytuacjami.

Jednak opowiadania Gavaldy nie zachwycają. Całość sprawia wrażenie jedynie szkiców, wprawek pisarskich. Denerwują schematyczne rozwiązania i banalne sytuacje, a bohaterowie są wyraźnie niedopracowani, nienaturalni, nijacy. Momentami naiwność pisarska bije czytelnika po oczach. Brutalność w opowiadaniu Katgut nie ukryje przesadnej tkliwości i naiwności Przez te wszystkie lata. I tak dalej, i tym podobne...

Bohaterów czytelnik ma okazję podglądać przez jakąś chwilę ich życia. To zazwyczaj kilka godzin, może dni. Najczęstszy problem przeżywany przez daną postać to miłość (w różnych etapach jej rozwoju) lub jej brak. Miłość do kobiety, do mężczyzny, zauroczenie, pożądanie. To też skomplikowane relacje braterskie, siostrzane, rodzicielskie. Wszystko to jednak jest potraktowane pobieżnie. Gavalda szkicuje swoje postaci i zapomina o postawieniu mocniejszej kreski tu czy tam. I tego brakuje, by się zachwycić. By uwierzyć w prawdziwość tych historii. By się dłużej zastanowić nad światem, który autorka stwarza.

Może opowiadanie to nie jest gatunek, w którym Gavalda może odkryć swoje zdolności. Może powinna poprzestać na pisaniu powieści. Może do opowiadań jeszcze nie wypracowała odpowiedniego warsztatu. Może w innym zbiorze w innej czasoprzestrzeni.


Anna Gavalda, Chciałbym, żeby ktoś gdzieś na mnie czekał, przeł. A. Komornicka, Świat Książki, Warszawa 2006.

15 stycznia 2013

Łzy wdów wojennych i kałasznikow oblepiony papierkami po cukierkach

Niektórzy jedzenie traktują jak konieczność lub niewygodę (tak postrzegała tę czynność Virginia Woolf, a świadectwo zostawiła w swoich dziennikach), inni jak sztukę i chwile do celebrowania lub wspominania. Tego drugiego znaczenia można dopatrywać się w filozofii jedzenia u Anny Badkhen. Kałasznikow kebab. Reportaże wojenne przyciągnął moją uwagę tytułem i sprawdzoną serią "Bieguny". Lektura ze względu na tematykę była dość trudna i musiałam na kilka dni książkę odłożyć na bok.

Jej trzonem są obrazy z przestrzeni, w których toczą lub toczyły się walki. To przede wszystkim wspomnienia z wyjazdów autorki jako korespondentki do Afganistanu, Palestyny, Iraku, Czeczenii, ale też obserwacje z życia w Rosji. Każdy rozdział zakończony jest przepisami na potrawy z danego regionu, o którym pisze Badkhen.

Jak już wspominałam, to trudna książka, bo traktuje o trudnych sprawach. W pamięci pozostaje historia dziesięciolatki, jej niewiele starszych dwóch sióstr oraz matki gwałconych przez żołnierzy na oczach ojca. Kobiety na wojnie, jak stwierdza autorka, są traktowane często jak łupy, trofea. Nikt nie liczy się z ich życiem, cierpieniem, prawem do zachowania godności. Badkhen wspominając całkiem niedawną sytuację małej dziewczynki, zauważa historyczną ciągłość tego procederu w każdym zakątku świata, gdzie toczyła się jakakolwiek wojna.

W niemal każdym rozdziale autorka opowiada z jakimi ekstremalnymi i przerażająco niebezpiecznymi sytuacjami musiała się zmierzyć. W pamięci pozostaje historia o wymierzonym w Badkhen kałasznikowie udekorowanym… papierkami po cukierkach. Broń całkiem realna i zagrożenie również. Autorka, nie zważając na wszelkie alarmy wewnętrzne, odmawia uiszczenia dodatkowej opłaty bandytom, którzy do tej pory byli jej… ochroniarzami.

Kałasznikow kebab to nie tylko przewodnik po konfliktach zbrojnych z całego świata, o których w zasadzie do dziś słyszy się w wiadomościach. To chyba przede wszystkim skoncentrowanie uwagi na jednostkach, których te konflikty dotykają bezpośrednio. Na wdowach wojennych, które bezgłośnie nauczyły się wyrażać swoją rozpacz. Na żołnierzach amerykańskich (bo to z tymi autorka podróżowała, przebywając w Iraku), którzy ryzykują i własne życie, i osobiste szczęście. Na nastoletnich Palestyńczykach – samobójcach, zwanych męczennikami. Na sunnitce i szyitce, dwóch przyjaciółkach z Bagdadu, których relacji nie przerwała wojna. To też ukazanie, że posiłek to celebrowanie - życia, obecności drugiego człowieka.

Całość wywiera na czytelniku mocne wrażenie. Choć chwilami, ze względu na zbyt długie zdania, traci się wątek, to narracja prowadzona jest zgrabnie, a opowieści snute przez Badkhen i jej bohaterowie stają się niemal namacalni. I nic dziwnego, w końcu to opowieści o prawdziwych ludziach i prawdziwych sytuacjach... 

Anna Badkhen, Kałasznikow kebab. Reportaże wojenne, tłum. E. Kleszcz, wyd. Carta Blanca, Warszawa 2012.