Ważne informacje i terminy



21 marca 2011

O piątkowym "Czarnym Czwartku"

Dzień dobry, Czytacze.

Zastanawiam się czy moi byli uczniowie byli już na "Czarnym Czwartku". Mam nadzieję, że tak. Myślę, że to główny cel kinowy wielu szkół. I ja w końcu znalazłam czas i obejrzałam film.
Po seansie poszukałam kilku recenzji i jak zwykle zdania są podzielone. Jednym z zarzutów jest wielość obrazów i potraktowanie historii grudnia 1970 roku zbyt pobieżnie, jest też głos, że wątki te rozjeżdżają się, nie współgrają. Dla mnie ta wielość to pozytyw, to kalejdoskop tamtych wydarzeń. Mam też wrażenie jakby te różne, często urywane, historie oddawały atmosferę tamtych chwil.
Krauze przedstawił znany historycznie czas w trzech wątkach. Pierwszym jest los rodziny Drywów, drugim szczegółowe sceny rozruchów w Gdyni, a trzeci dotyczy rozmów ówczesnych polityków.
Nie chcę się rozpisywać o wspomnianych wątkach - inni za mnie to zrobili.
Czy udało się zachować dystans? Nie wiem czy to było zamierzeniem reżysera.Są sceny ukazujące uczucia, człowieczeństwo przedstawicieli władzy. Nie ma jednoznacznego podziału na dobrych i złych, choć oczywiście trudno tu mówić o pokazaniu dobrych ZOMO. Ale moim zdaniem nie o to tu chodzi. Ten film powinien poruszyć, wstrząsnąć i zmusić do refleksji.
Gdy odwiedzam groby bliskich mijam pewien pomnik, na którym są wyryte słowa zapadające w pamięć. Brzmią mniej więcej: "Polak został zabity przez Polaka".
To grób z roku 1970. I zawsze mną wstrząsa. Tak jak poraził mnie film. Poszerzył pole widzenia, wyjaśnił pewne sprawy, ukazał rzeczy, o których nie miałam pojęcia (i wstyd mi, że nie miałam). Dodatkowo film został wzbogacony o archiwalne ujęcia grudnia 1970r.
Sceny rozruchów w Gdyni, helikoptery, przemoc - przecież tak było. Dlaczego z tego rezygnować, jeśli nie jest tandetne? Poza tym uważam, że brutalizm, wulgaryzmy w "Czarnym Czwartku" bronią się i są potrzebne. Podobnie z krzyżem, wyniesionym z kościoła i położonym na zamordowanym, czy z zakrwawioną flagą. Tych symboli Krauze użył z wyczuciem i są na miejscu.

Myślę, że taki sposób prezentowania wywrze większe wrażenie na młodych. Pobudzi do refleksji. A o to przecież chodzi - by nie zapominać o naszej historii. By pamiętać, bo jest częścią tożsamości każdego Polaka. Nie mam na myśli martyrologii, bo do niczego dobrego nie doprowadziła.
Do tej pamięci nawiązuje, moim zdaniem, ostatnie zbliżenie na współczesną Gdynię Stocznię. To miejsce wciąż istnieje i wielu z nas mija je idąc do pracy, szkoły.


Na koniec zostawiam utwór "Balladę o Janku Wiśniewskim" w wykonaniu Kazika i jestem ciekawa Waszych, Czytacze, opinii o filmie.

13 marca 2011

Nowocześni autorzy, czyli po co nam dziś literatura?

Niedawno byłam w księgarni. I nie jest to nic nadzwyczajnego - w księgarniach bywam często (może czasem za często). Zaskoczyła mnie wielość książek osób, które pisarzami nazywać się na pewno nie powinny. Nie moją rzeczą jest teraz osądzać tych ludzi czy wymieniać nazwiska. Rzecz w tym, że zaczęłam się zastanawiać: co my teraz czytamy? Po co nam literatura? Po jakie książki chętniej sięgamy, a po jakie w ogóle?
Z ostatnich informacji wynika, że z czytelnictwem jest w Polsce bardzo źle (nad czym ubolewam). Cóż więc czytacie aktualnie, drodzy Czytacze?
Ja przyznam, że ostatnio nie pochłaniam książek jak dawniej. Cierpię z tego powodu, ale niestety czas nie pozwala na dłuższe lektury. Czytam i owszem, z tym że dużo wolniej niż normalnie.
Niedawno dostałam w prezencie książkę autorstwa Nataschy Kampusch, a zatytułowaną "3096 dni". Nawiązując do wstępu tego posta wymieniona wyżej, według mnie, nie jest pisarką. Udowadnia ponadto, że w dzisiejszym świecie pisać i wydawać książki może każdy. Niemniej treść tych wspomnień jest interesująca. W tym przypadku nieważny jest artyzm, język, ale opisane przeżycia, wspomnienia. I tak postanowiłam potraktować "3096 dni".
Autorka opowiada o czasie niewoli, przedstawiając jednocześnie mechanizmy samoobronne, jakie włączają się w człowieku w podobnych sytuacjach. Prawdziwie ukazuje też skomplikowaną więź jaka zaczyna tworzyć się między ofiarą a katem. Wiem, że tę dziewczynę krytykowano za to, że zżyła się ze swoim oprawcą, że broniła go już po uwolnieniu. Myślę, że ta książka tłumaczy jej zachowanie (jej i wielu innych ofiar będących w podobnych sytuacjach). Kampusch udowadnia, że nic nigdy nie jest tylko dobre i tylko złe. Są sytuacje, w których nie możemy jednoznacznie czegoś lub kogoś ocenić.
Zaskoczył mnie na pewno dystans, z jakim autorka opisuje sytuacje sprzed lat. Z tych stron bije dojrzałość i pewnego rodzaju mądrość.
Literatura to pojęcie szerokie i na pewno w swoje szeregi wlicza również książkę Kampusch, po którą warto sięgnąć. I na koniec - może czasem warto spojrzeć na literaturę oraz na to co nam proponuje niejednoznacznie.
Może nowocześni autorzy to wstęp do nowego gatunku w literaturze? A przecież to zadaniem czytelnika jest odsiać ziarno od plew...